Drugs Change The World.

Dwie najbliższe sobie przyjaciółki wiodą spokojne życie. Alice spokojna, miła, zakochana w swoim chłopaku, który wraz ze swoimi przyjaciółmi podbija listy przebojów na świecie. Cher miła dla ludzi, których zna, harda, pewna siebie, jednak zatracona w samotności. Ma dwie przyjaciółki. Tą dobrą i tą złą. Handluje narkotykami, aż poznaje przyjaciół swojego kuzyna. W jednym z nich się zakochuje... Zaczyna pisać piosenki i wschodzi na wyżyny kariery. Czy skończy z dobrze płatną pracą? Czy odważy się zakochać? Czy miłość Alice przetrwa próbę związku? Jak potoczy się ich życie, które z dnia na dzień zmienia się w pełne fotoreporterów, fanów i telewizji ??

sobota, 30 marca 2013

Hehh..

No więc, ten teges...
Hyyym.

Znalazłam chwilkę czasu i chciałbym wam, moim wspaniałym czytelnikom
Seeeeerdecznie podziękować, za to, że jestem z wami już prawie rok.

To tylko i wyłącznie dzięki wam nadal chcę i mogę pisać swoje wymysły.
Jesteście wspaniałe i specjalnie dla was Moooc Całusów...




Happy Christmas-Ester Bitches!!
<3




A teraz proszę o komentarze pod rozdziałem 34.:)

Do zobaczenia.
Raczej do przeczytania. heh.

Natalie Malik.<3

piątek, 29 marca 2013

Thirty Four

*Perspektywa Cher*
-Ale, że ona poszła do Taylor?-wytrzeszczyłam oczy na blondyna, Harrego i Louisa, którzy właśnie wrócili od siostry Alice.
-No ile razy mam ci to powtarzać?-Nialler wstał i wyszedł do kuchni, po czym wrócił z butelką wody.
-Zaprosiliście ją?
-Tak. Powiedziała, że o ósmej przyjdzie.
-Mówił też, że ma zostać na noc.-dodał lokowaty.
-Co tak myślisz?-usiadłam obok Tomlinsona. Od powrotu tutaj w ogóle się nie odezwał.
-Myślisz, że mi wybaczy?
-Czas pokaże. Lepiej idź z nią się umów na lunch. Pogadacie sobie w spokoju.
-Dzięki.-wstał i wyszedł.
-A wy won do klubu!
-A ty?
-Ja muszę jej znaleźć prezent.
-Aaaa.
-No. A teraz sio!-wygoniłam ich z mieszkania. Poszłam szybko do sypialni, przebrałam się w to.
-Gdzie się wybierasz?-zobaczyłam mojego chłopaka opierającego się o ścianę w odbiciu lustra.
-Muszę Alice kupić prezent.
-Mogę z tobą?-objął mnie od tyłu i pocałował w szyję delikatnie drażniąc zarostem.
-No nie wiem...
-Proszę.. Bardzo proszę.-otarł brodą o zagłębienie w mojej szyi, później je pocałował.
-Mmm... kusząca propozycja.-zaśmiałam się.
-To ja czekam przy drzwiach.
-Dobrze.-założyłam koszulkę i spakowałam potrzebne mi rzeczy do torebki.
Wyszłam na korytarz i opuściliśmy mieszkanie. Na dole wsiedlismy do mustanga i ruszyliśmy na sklepy. Moje dłonie trzymałam na kolanach, nagle jego dłoń znalazła się na mojej. Kciukiem lekko pocierał moją skórę.
-Nie denerwuj się. Wyjaśnią sobie wszystko.-lekko się uśmiechnął.
-Wiem.
-To o czym tak myślisz?
-O tym, że mam niesamowite szczęście.
-Ja większe.-ponownie pokazał swoje zęby w zniewalającym uśmiechu.

*Perspektywa Louisa*
-Poproszę na razie tylko wodę.
-Dobrze, zaraz przyniosę.-położyłem na stoliku kartę Menu. Ponownie podniosłem telefon i spojrzałem na zegar. Nie umiałem odczytać godziny, bo zbyt mocno trzęsła się moja dłoń.
'Uspokój się!'
Dzwoneczek otwieranych drzwi restauracji. Odwróciłem głowę i zobaczyłem ją ponownie. Serce jesczez m,ocniej zaczęło bić. Podeszła do mnie.
-Hey.-przeszła uśmiechając się i usiadła na krześle.
-Hey. Ślicznie wyglądasz.
-Dzięki. Zamawiałeś już coś?
-Nie.-zawołałem kelnerkę.-Co chcesz?
-Poproszę sałatkę z tuńczykiem oraz IceTea.
-A pan?
-Ja poproszę Danie Horana.-zaśmiałem się delikatnie na wspomnienie o jego pobytach tutaj.
-To wszytsko?
-Tak.-kelnerka odeszła.
-O czym chciałeś porozmawiać?-popatrzyła na mnie.
-O nas. Alice zawsze kiedy cię widzę, moje życie staje się lepsze, wtedy emanuję szczęściem. Nawet nie wyobrażasz sobie jak źle się czuję z tym co ci powiedziałem. Byłem pijany. Wiem, że to głupia wymówka, ale lepszych się nie nauczyłem. Wiem, że może jstem błaznem i nieraz mówię coś czego wcale nie chcę. ale na pewno cię Kocham i będę Kochał. Jeżeli powiesz mi, że mnie nie Kochasz dam ci spokój, ale dopóki będę wiedział, że mam u ciebie szansę będę o nią walczył.-z każdym zdaniem było jej coraz ciężej.
-Lubiłam jak bawiłeś się moimi włosami, jak mnie przytulałeś, jak dawałeś mi na noc swoje bluzki, jak łapałeś mnie za rękę, po prostu lubię w tobie wszystko. Nie szukałam ideału,a znalazłam szczęście, którego szukałam całe życie. W twoich ramionach czułam się bezpiecznie, a najlepsze w tym, to to, że wiedziałam i wiem, że mnie kochasz.
-Proszę cię wróć do mnie. Błagam. Bez ciebie nie wiem jak dalej funkcjonować. Tlen mnie zabija a pustka w sercu rozsadza od środka. Brakuje mi, gdy się do mnie przytulałaś, tak bez powodu.-po jej policzku spłynęła łza. Przyłożyłem dłoń do jej twarzy, ona zamknęła oczy i oparła ją. Kciukiem otarłem kolejną łzę spływającą po policzku.
-Daj mi szansę, a obiecuję, że jej nie zmarnuję.-otworzyła oczy i popatrzyła na mnie błękitnymi oczyma.
-Nie mogę. To jeszcze za bardzo boli.-pociągnęła delikatnie nosem.-Przepraszam.
-Nie przepraszaj, to ja zawiniłem.-wstała od stołu.
-Do zobaczenia wieczorem.
-Będę czekał.
-Mogę wziąć ze sobą kogoś?-popatrzyła na mnie z nadzieją.
'Nie, Nie, Nie!'
-Jasne.-posłałem jej uśmiech.
Wyszła przed restaurację z telefonem. Przyłożyła urządzenie do ucha, zaśmiała się, schowałą go i poszła przed siebie.

_______
Macie bonusa!

To ostatni rozdział do następnego tygodnia, już do kwietnia.;)

3 kom.=NN w środę lub czwartek
4 kom.=NN w wtorek

Natalie Malik.<3

czwartek, 28 marca 2013

Thirty Three

*Perspektywa Alice*
Lekko otworzyłam oczy z nadzieją, że cała kłótnia z Louisem i przeprowadzka to zły sen. Spojrzałam na pościel łóźka i ściany pokoju. Westchnęłam. Znowu tutaj. Znowu sama. Ale tym razem całkiem sama. Co ja będę bez nich robić? Moje życie wiązało się z ich, a w końcu mam własne sprawy. Usiadłam na końcu łóżka. Stopy stabilnie postawiłąm na moim miękkim dywanie. Mam dwa cele: znaleźć pracę i poszukać moich rodziców. Tak, tym się teraz zajmę. Mogę przecież żyć bez niego. Skoro sama jakoś przetrwałam te osiemnaście lat, to teraz nie będzie trudniej. Wstałam i pościeliłam łóżko. Wybrałam ubrania i poszłam do łazienki. Obmyłam twarz, odbyłam poranną toaletę i założyłam na siebie to. Włosy pozostawiłam rozpusczone, ale przed tym delikatnie je polokowałam. Wyszłam z łazienki i usdałam się do kuchni. Wsypałam płatki do miski i zalałam je mlekiem. Zaczęłam jeść. Po posiłku do torebki spakowałam papiery ze szkoły, referencje z praktyk oraz podstawowe rzeczy, czyli telefon, portfel, błyszczyk, gumy i husteczki. Założyłam buty i postanowiłąm wyjść bez kurtki. Z małego wieszaczka wzięłam klucze od naszego audi. Zeszłam klatką na dół i wsiadłam do wozu. WYbrałam numer mojej mamy i dałam na głośnik. Wyjechałam z parkingu.
-Cześć curuś. Jak się trzymasz?
-Jakoś. Słuchaj, mogę liczyć na twoją pomoc w sprawie odnalezienia rodziców?-chwila ciszy.
-Jasne, że tak.
-To proszę poszukaj danych, które dostałaś przy adopcji.
-Oczywiście. Wyślę ci je meilem.
-Ok. Pogadamy później, okey, bo teraz prowadzę. Pa.-szybko zakończyłam połączenie.
Kelejne ulice pjechałam w ciszy trawiąc w myślach wczorajsze słowa Louisa. Po chwili wybiłam je sobie z głowy, gdyż zauważyłam, że trzy razy przejechałam kółko na rondzie. Skręciłam we właściwą uliczkę i stanęłam na podjeździe małego domu z altanką. Wysiadłam z samochodu i wzięłam telefon oraz torbę. Podeszłam do drzwi wejściowych i zapukałam. Po chwili otrzyła mi drzwi.
-Cześć Alice.
-Wiesz coś na temat moich biologicznych rodziców?-popatrzyła na mnie.
-Wejdziesz?-otworzyła szerzej.
-Jasne.-weszłam do środka. Słyszałam jakieś szepty. Weszłam do salonu, a tam siedział na fotelu Louis, na kanpie Niall i Harry.
-Cześć Alice.-blondyn i lokowaty przywitali się ze mną, a z brunetem wymieniłam spojrzenia.
'Bądź opanowana"-komenda dla samej siebie.
-Co wy tu robicie?-spojrzałam na nich po kolei.
-Wiesz, wpadliśmy powiadomić naszą garedrobianą, że jutro wyjeżdżamy w trasę i ma się szykować.
-Już?-popatrzyłam na nich.
-Tak, troche ją przyspieszyliśmy. Liam już jest w domu, Zayn też. A im szybciej wyjedziemy, tym szybciej skończymy.
-Co prawda, to prawda. Więc, to chyba nasze pożegnanie.
-O nie.... Jutro mamy samolot o 17, więc dzisiaj można jesczez iść do klubu, a ty idziesz z nami.-Harold złapał mnie za rękę i popatrzył z uśmiechem na twarzy.
-Sorki, ale mam dużo roboty.
-Mhm.. Bo ci uwierzymy.-Niall poparł lokowatego.
-No dobram ale bez szaleństw.-pokazałam im paluszek i lekko nim pokręciłam.
-Obiecujemy, że będziemy grzeczni.
-Chcesz coś do picia Alice?-siostra popatrzyła na mnie.
-Nie, dzięki.
-Na nas już pora.-Louis wstał z fotela i popatrzył na chłopaków, a potem na mnie.
Boże, jak ja bym chciała teraz do niego podejść, przytulić i pocałować, a poetm powiedzieć to głupie Kocham Cię.
Może źle wybrałam, może powinnam być z Harrym? Nie. NIe nie nie nie nie.!!! Jeszcze raz nie!
Jego kocham... Zauważyłam jego zmęczenie na twarzy i próby ukrycia tego. Staliśmy tak chwilę badając nasze twarze na nowo, jakbyśmy dopiero się poznali.
-Ah, no tak. To do zobaczenia?-Harry popatrzył na mnie.
-O ósmej bądź u nas, ale bez auta. Ostatnia nocka w naszej kamienicy. OK?-blondyn dopowiedział, prawie się przewracając o fotel.
-Yyy... No dobra, będę.-powiedziałam, choć już czułam, że to zły pomysł.
Taylor poszła odprowadzić chłopaków. Ja rozsiadłam się na fotelu. 'Na podjeździe nie było żadnego auta, więc przyszli na piechotę. Trzy kilometry na piechotę?'
Popatrzyłam na korytarz. Chwilę potem o ścianę oparła się moja 'siostra'.
-Wiesz coś?
-Ja? Ja wiem tyle co ty. Adoptowali cię z domu dziecka. Tyle. Moje informacje na tym się kończą.
-Żartujesz?
-Alice, czemu miałabym cię oszukiwać. Rozumiem cię, bo też bym chciała ich odszukać.
-Wiesz przynajmniej z którego domu dziecka mnie adoptowali?
-Chyba tak, na strychu są ich papiery, więc może tam to będzie.-zaproponowała.
-To idziemy.-podążyłam za siostrą schodami na górne piętro.
Nad drzwiami jej sypialni jest klapa, którą teraz opuściła a my weszłyśmy po niej na strasznie mały i niski strych. Przeważnie rodzice i siostra chwowają tu papiery. Stare, niby niepotrzebne, a teraz mogą okazać się tak ważną informacją.
-Jaki rocznik jesteś?-spytała buszując w kartonach z dokumentami.
-dziewięćdziesiąty pierwszy.
-Mam.-zeszłam ze strychu, a za mną blondynka.
Zeszłyśmy na dół. W salonie otworzyłyśmy pudło. Szukałam pomiędzy rachunkami banklowymi, projektem domu, rachunkami za jego remont, nagle trafiłam na wniosek adopcyjny.
-Zobacz.-pokazałam jej kartkę.
-Tatatatatata.. Rodzice biologiczni: Michelle i Roberth Collins.-popatrzyła na mnie, gdy to przeczytała.
-Miejsce urodzenia dziecka: Holmes Chapel.
-Przecież to...-zaczęła.
-Tam urodziła się Cher.
-Powiesz jej?
-Nie, na razie nie.
-Chcesz jechać sama?
-Tak, pojadę tam, gdy tylko oni wyjadą w trasę. Cher zajmie się płytą i będę miała wolny czas. Ty też nic niekomu nie mów. Nawet mamie.-podniosłam mały palec.-Obiecaj.
Zacisnęłyśmy nasze małe palce. Wzięłam potrzebne pisma i pożegnałam się z siostrą. Nie ważne kim są moi rodzice, ale i tak Taylor jest moją siostrą. Na zawsze.
Pojechałam do centrum. Zakupy, zawsze jakoś pomagają. Kupiłam kosmetyki, ciuchy, nową parę litów i botków na koturnie. Zmęczona z torbami weszłam do Starbucksa. Zamówiłam karmelowe machiatto i usiadłam w kącie restauracji.
Wyciągnęłam mój wibrujący telefon z torebki.
-Hej, gdzie jesteś?-zapytał.
-Ja? Ja jestem teraz w centrum w Starbucksie.
-Co powiesz na lunch ze mną w Nandos? Chciałbym z tobą porozmawiać.-poprosił.
-No dobra. Za pół godziny?
-Ok. Będę czekał.
Położyłam telefon i popatrzyłam na zakochną parę na kanapie, która się śmiała, przytulała, całowała. Może powinnam się postarać o nasz związek?
Ponownie wibracja telefonu. Nieznany numer.
-Słucham?
-Witaj Alice. Cher mówiła mi o tobie i Louisie. Przykro mi.
-Dziękuję. Coś się stało?
-Nie, po prostu dzwonię się dowiedzieć jak się czujesz. Jak sobie z tym radzisz?
-Ujdzie.
-Pamiętaj, że w związku najważniejsze jest zaufanie i pójście na kompromis. Bez tego nigdy się z nikim nie dogadasz.
-Dobrze. Ann...
-Tak?
-Znasz w Holmes Chapel Michell i Robertha Collins?
-Tak. Ale oni już tutaj nie mieszkają.
-A wiesz gdzie?
-Wesz co, wyślę ci ich namiary smsem. Ok?
-Jasne. Dziękuję.
-Nie ma sprawy.
Ponownie położyłam i'Phona na sotliku. Kelner podał mi kawę.
Brad
-Szukasz pracy?-popatrzył na mnie.
-Yyy...-zaskoczona pytanie zapomniałam języka w gębie. Podniosłam głowę, by mu się lepiej przyjrzeć.-Tak.
-Wiesz co mój kumpel otwiera klub i potrzebuje barmanek. Chętna?-popatrzył na mnie.
-Jasne, że tak. Tak w ogóle Alice jestem.-podałam mu rękę, ten ucałował moją dłoń i usiadł na chwilę na przeciwko mnie.
-Ja jestem Brad.
-Miło poznać.-uśmiechnęłam się.
-Tu masz mój numer. Jak będziesz chciała popytać o pracę to dzwoń. Numer mam ważny do dzisiaj do północy. Ale przed pracą randka ze mną. Co powiesz na taki układ?-zaśmiał się pokazując swoje śnieżnobiałe zęby. W brzuchu zaczęło mi wirować. Mogłabym pokochać kogoś innego niż Louisa?
-Podoba mi się.
-To do zobaczenia.-wstał, uśmiechnął się i odszedł.


_______
33 za sobą.
Uff....
Nie wyszedł taki jak chciałam, ale sytuacja się rozkręca.

3 komentarze=NN w środę/czwartek.
4 komentarze=NN w wtorek.

+Przepraszam, ale wczoraj nie mogłam dodać, gdyż brak czasu. Przez święta nie będę miała okazji usiąść i napisać coś, ponieważ mam chrzciny. Sorki GIRLS.:D

Powodzenia.
Natalie Malik.<3

poniedziałek, 25 marca 2013

Thirty Two.

*Perspektywa Cher*
-Cześć ciociu.-zaczęłam, gdy odebrała połączenie.
-Jak droga?
-Dobrze. Już wjeżdżamy do centrum.
-Oo, to szybko wam poszło.
-Wiem. Zadzwonię jutro, dobrze?
-Jasne słońce. Zadzwoń jak będziesz miała czas.-scvhowałam i'Phona do torebki.
Jechaliśmy przez londyńskie ulice, minęliśmy kilka świateł, aż w końcu podjechaliśmy pod kamienicę. Wysiedliśmy z auta i nagle zza rogu wybiegli paparazzi. Zayn szybko złapał nasz bagaż, a ja ze szczeniakiem i torbami podręcznymi biegłam do drzwi. Dosłownie sekundę przed fotoreporterami wbiegliśmy na klatkę schodową, a tam zatrzymał ich portier.
Przy schodach postawiłam psa i położyłam torby.
-Zmęczona?
-Jeszcze się pytasz. Myślisz, że w takich obcasach fajnie się biega?-wskazałam mu na buty.
-Nie wiem, nie próbowałem. Ale wyglądasz cudownie.-puścił mi oczko.
Miałam na sobie to. Poprawiłam koszulkę, która lekko zjechała mi z ramienia. Ponownie założyłam torbę na ramie i wzięłam psa. DOsłownie pożałowałam tego, że zamiast conversów założyłam lity.
-Wróciliśmy!-mulat krzyknął na wejściu, a ja po chwili weszłam do środka. Zamknęłam drzwi i puściłam szczeniaka. Zayn poczłapał szybko do toalet, a waizkę postawił na wejściu.
-Debilu, zabić się można.-usłysząłam znajomy głos. Alice.
Po chwili stanęła w progu holu i popatrzyła na mnie niby wesołym uśmiechem, choć pewnie cierpi bez Louisa. Na siebie założyła ten zestaw.
-Hej skarbie...-podeszłam i szybko ją przytuliłam.-Jak się czujesz.
-Można czuć się gorzej nic pojebanie i do dupy?
-Chyba nie.
-No to masakrycznie i fatalnie.
-Czeka nas rozmowa...-popchnęłam ją do mojej i jego sypialni. Weszłyśmy do środka i od razu zaczęłyśmy gadać i płakać.

-Czyli ustalone?-popatrzyłam na nią, a ta lekko pokiwała głową. Podniosłam jedną brew i popatrzyłam z ukosa.
-Nie patrz tak na mnie. Pogadam z nim jak tylko wróci.
-Na pewno?
-Tak. Musimy sobie wszystko wyjaśnić.
-No. I dobrze.-znów pukanie.
-Dziewczyny proszę.... Mogę wejść?
-Dajesz.-powiedziałam, a białe drzwi się otworzyły. Blondyn popatrzył na mnie i Alice.
-Cher możemy pogadać?-popatrzył na mnie błagalnie.
-Teraz ty wchodź, a ty wypad.-kopnęłam delikatnie blondynę gdy wstawała z łóżka.
-Za co to?
-Za głupoty.-zaśmiałam się, a ona wyszła.
-Nadawaj.
-No bo... Wiesz ja mam przejebane.
-Tak.
-I, no wiesz... po prostu chciałbym jakoś przeprosić ich wszystkich.
-I?
-I nie wiem jak. Myślałem, żeby ugotować kolację. Może być?
-Jak zwykle jedzenie?-Niall pokiwał głową.
-No dobra. To ty pogadaj z Alice na ten temat, pomoże ci bo nie ma co robić, a ja muszę ogarnąć Louisa.
-Myślisz, że nadal chce to zrobić?
-Że tą imprezę?
-No.
-Nie wiem, muszę z nim właśnie o tym porozmawiać.
-Ok.. No bo wiesz, głupio byłoby tego nie robić. W końcu jesteśmy niby przyjaciółmi i w ogóle.
-Niby...
Nialler wstał. Podeszłam do komody i złapałam zdjęcie moje i Zayna. Zrobił je nam Niall, gdy oboje ogłosiliśmy, że jesteśmy razem.
-Cher...
-Słucham?-popatrzyłam na blondyna, który opierał się o drzwi.
-Ciesze się, że jesteście szczęśliwi.-popatrzył na mnie z tym błyskiem w oku.
W mojej głowie pojawiła się jedna myśl: "Mogłbym go pokochać." STOP! Masz chłopaka! Kochacie się, koniec kropka.! wzięłam ciuchy z garderoby i poszłam do łazienki. Ściągnęłam po kolei ubrania, po czym założyłam wybrany zestaw. Gdy wróciłam do pokoju wzięłam papierosa i telefon. Wyszłam na balkon. Odpaliłam fajkę. Gdy już ją kończyłam wybrałam jego numer.
-Witam, czy mogę rozmawiać z doktorem Matinem?
-Tak, już go łączę.
-Slucham.
-Witam, z tej strony Cher Lloyd, miałam niedawno badaną krew, czy są już wyniki?
-Panna Lloyd, ach taaak. Serdecznie pani gratuluję.
-Na parwdę?
-Tak. Jest pani w trzecim tygodniu ciąży.-zamarłam. Czemu wszystko się pierdoli?
W najlepszym okresie mojego życia wszytsko się pieprzy.
Czym sobie na to zasłużyłam? Rozłączyłam połączenie, telefon położyłam na baierce, popatrzyłam na papierosa. Wyrzuciłam go przed siebie. Poczekam. Poczekam z tym i później mu powiem. Powiem mu na urodzinach młodej. Na imprezie.
-Skarbie...
-Tu jestem.-złpałam telefon i weszłam do pokoju.
-Louis właśnie wrócił. Zalany w trzy dupy. Kłóci się z Alice. Wyzywa ją.
-Kurwa..-rzuciłam telefon w mniej oznaczonym kierunku i pobiegłam do salonu.
-Co sobie myślałaś. Pewnie nawet to nie było moje dziecdko, tylko się puszczałaś z każdym tak jak z Taylorem.
-Zamknij się.
-A co? Nie powiedziałaś przyjaciółce jak z nim sypiałaś? Wstydzisz się?-Alice ocierała łzy.-Myślałem, że jesteś więcej warta niż jakieś dziwki, ale się przeliczyłem.
-Louis, PRZESTAŃ!-wydarłam się stając przed nim.-KURWA PRZESTAŃ! Jak możesz wygadywać jej takie rzeczy! Przecież wiesz, że ona cię kocha a ty ją. Po prostu pogubiliście się.
-Tak, faktycznie. Pogubiłem się z wyborem dziewczyny.
-Jak możesz? Kocham cię i zawsze będę, nie rozumiesz tego?
-To czemu ze mną zerwałaś?
-Bo chciałam ucieknąć od wszytskiego. Wszytsko się sypie, nie rozumiesz tego!
-Ja? Ja nic nie rozumiem, no patrzcie!
-Tak, ty! Rodzice się rozwodzą, komplikacje po aborcji, a mało tego szukam biologicznej matki! To jest dla mnie za dużo. Za dużo wszystkiego! Mam dosyć i chcę zostać sama.!-wykrzyczała i wybiegła z mieszkania.
Wybiegłam za nią, ale nie dogoniłam jej. Wrociłam do środka. Na kanapie w salonie siedział Louis, obok niego Niall. Brunet kalkulował chyba słowa Alice w myślach, bo bujał się i patrzył w przestrzeń. Zayn z Harrym wyszli z kuchni. Lokowaty dał Tomlinsonowi kawę.
-Żałujesz?-nic nie odpowiedział. Po chwili wstał i popatrzył na mnie.
-Zawieź mnie do niej.
-Nie. Ona chce teraz być sama, a ty powinieneś wytrzeźwieć. Jutro oboje do niej pojedziemy, dobrze?
-Obiecujesz?
-Tak.
-Muszę ją przeprosić.
-I?
-I nie mogę jej stracić.-popatrzył na mnie, potem na chłopaków.
-Przepraszam was. Bedę o nią walczył do końca.

_______
32.
Piękna liczba... 69 lepsza.
Może, dzięki waszym komentarzom dojdziemy do takiego rozdziału.

Nie jestem zbyt usatysfakcjonowana tym rozdziałem, podoba się wam?

To czekamy.
3 kom.=NN w piątek/sobotę
4 kom.=NN w środę.

Powodzenia.

Natalie Malik.<3

piątek, 22 marca 2013

Thirty-One.

*Perspektywa Alice
-Lou, pojebało cię.!-wykrzyczałam w jego stronę mocno wściekła. Mimo, że powinnam leżeć w łóżku szpitalnym i odpoczywać, na własną odpowiedzialność wypisałam się ze szpitala, gdy tylko się obudziłam. Z opowiadań Niallera byłam nieprzytomna prawie całą dobę. Fajnie zaczyna się ostatni tydzień chłopaków przed trasą.
-Mnie pojebało? Mnie?
-Tak ciebie, we własnej osobie.
Staliśmy na przeciw siebie w naszej sypialni krzyczą i się wyzywając.
-Po co dzwoniłeś do Cher? Jaki to miało cel?
-Taki, żeby w końcu przestała ci dyktować co masz robić. Nie rozumiesz co zrobiłaś? Usunęłaś NASZE dziecko!-podkreślił słowo nasze.
-Tak, zrobiłam to samodzielnie, bez niczyjej wiedzy.
-Dlaczego?
-Pytasz się dlaczego? Lou! Ja mam przyszłość i nie chcę teraz siedzieć w pieluchach i spędzać mojej młodości na wychowywaniu dziecka.
-Przecież pomógłbym tobie, wzięlibyśmy ślub, wszystko jakoś by się ułożyło.
-A więc tak to sobie wykąbinowałeś.
-A jak mogłem inaczej. Dziecko po prostu dopełniłoby nasz związek.
-Ale ja nie chcę! Ani teraz, ani za dwa miesiące, zrozum!
-Nie zrozumie!
-Więc może w ogóle nie powinieneś próbować?
-Co masz na myśli?-popatrzył na mnie lekko się uspokajając.
-To, że ty marzysz o ustatkowaniu się, ożenienia się.
-I co w tym złego?-przysiadł na rogu łóżka.
-Nic, ale ja po prostu na razie tego nie chcę.
-Dlaczego nie powiedziałaś mi o ciąży?
-Bo wolałam, żebyśmy byli zwykłą parą, a nie parą z wpadką bez dziecka. Chcę żyć normalnie, cieszyć się młodością. Nie chcę szybko stać się dorosłą.
-CO w tym złego? CO jest złego w byciu dorosłym?
-Nic Louis! To nie jest moja bajka.
-Nie możemy jakoś się pogodzić? Nie chcę cię stracić.-wstał i popatrzył w moje oczy. Podszedł bliżej. Nasze czoła stykały się.
-Przykro mi, ale nie.-nabrałam oddechu.-Jedyne co mogę ci zaoferować to przyjaźń. Chyba do siebie nie pasujemy jako para.
-Co ty...-odwrócił się ode mnie i uderzył z pięści w ścianę. Momentalnie do pokoju wbiegł Harry z Niallerem.
-Co się stało?-spytali razem.
-Nic.-odpowiedziałam.
-Koniec z nami.-powiedział i wyszedł z pokoju, a po chwili usłyszeliśmy trzask drzwi frontowych. Chłopacy patrzyli na mnie.
-Pomożecie mi z przeprowadzką?
-Ale gdzie ty chcesz się wyprowadzić?
-DO mojego mieszkania.
-Alice, pogodzicie się..-blondyn złapał nasze zdjęcie w ramce na komodzie.
-Nie Niall. TO mój wybór. Na razie powinniśmy się rozstać.-zapadła głucha cisza. Każdy z nas analizował to na swój sposób. Chłopacy bez żadnych słów pomagali mi się pakować.
Pakując koszulki popatrzyłam na tatuaż na nadgarstku. Jego imię. CO jeżeli już się nie zejdziemy? Żaden z chłopaków nie pytał, co mi się stało, co z deczka zdziwiło. Pewnie słyszeli przed drzwi, w końcu pewnie podsłuchiwali.
A więc w skrócie, zaszłam w ciąże dwa tygodnie przed zakończeniem roku. No i jednyna moja odpowiedź, to po prostu aborcja. Poddałam się temu zabiegowi bez niczyjej wiedzy. Ani Cher, ani, jak już wiecie Louis nie wiedział nic. Niestety zaszła jakaś tam reakcja, która osłabiła mój organizm i zemdlałam.

Gdy skończyłam rozpakowywać moje ciuchy do szafy usiadłam na łóżku. Otworzyłam sałatkę, którą kupiłam po drodze i włączyłam laptopa. Po kolei włączyłam skeypa, twittera i facebooka. Długo nie czekając zadzwoniła Cher.
-Mała, co ty wyprawiasz, o co chodzi z tą ciążą?
-Oj, o nic. Jak wrócisz wszystko ci powiem.
-Musisz.
-A jak tam rozmowa z Ann? Co chciała?
-Nie zgadniesz... Powiedziała mi o tym, że rodzice mnie adoptowali.
-Serio?
-Mhm. Całkiem serio. W dodatku dała mi pamiątki po rodzicach, takie bardziej prywatne, związane z adopcją a w środku znalazłam od nich list. Głównie od mamy, ale podpisali się jako oboje.
-Będziesz ich szukać?
-Kogo?
-No rodziców.
-Nie, moimi rodzicami zawsze była Mary i Greg i nimi pozostaną.
-Ja swoich poszukam.-powiedziała cicho do siebie wytyczając sobie nowy plan.
-Co mówiłaś?
-Nic, nie. Po prostu dziwię się, że dopiero ci o tym mówi.
-No cóż.
-Dobrze, że ci w ogóle powiedziała.
-Wolałabym nie wiedzieć.
-Ja na twoim miejscu postąpiłabym inaczej.
-Nie jesteś mną.-popatrzyła na ekran komputera.
-Alice, coś się dzieje?
-Nie... Po prostu jestem rozkojarzona.
-Kotku... Alice, siemka.-Zayn mi pokiwał.
-Hej. Jak wytrzymujesz z nią?
-Jakoś.
-Dzięki. Dzisiaj śpisz na kanapie.-zaśmiała się.
-A ty ze mną.
-Możesz pomarzyć.
-Alice, powiesz mi czemu Niall i Harry wydzwaniają do mnie, czy rozmawiałem z Louisem?-mulat popatrzył w kamerkę. Mina mi zrzędła.
-Mała...
-NO bo... Trochę się pokłóciliśmy.
-Trochę?-spytała brunetka.
-No dobra, mocno.
-O co?
-O tą całą sprawę z aborcją i naszymi oczekiwaniami.
-I?
-I z nim zerwałam.
-Co?-oboje krzyknęli i wytrzeszczyli oczy.
-NO to samo. Jesteśmy wolnymi ludźmi. On marzy o czymś innym, ja o czymś innym.
-Ale to nie jest powód do zerwania.
-Przecież pasujecie do siebie.
-No chyba nie za bardzo.
-Słuchaj, pogadajcie jak oboje ochłoniecie.
-Zaproponowałam mu przyjaźń.
-Alice, porąbało cię? Dla chłopaka to gorsze niż zerwanie.-Zayn zmrużył oczy.
-Wycieczka do Bradford przełożona, musimy tam wracać.-dopowiedział.
-Nic nie musicie. Chłopacy sobie poradzą.
-A ty?-Cher popatrzyła na ekran.
-A ja znów jestem u nas w mieszkaniu.
-To ty tak na serio z nim zerwałaś?
-Cher.. To chyba koniec mnie i jego.

____________
31 za szybkie komentarze..

NN może będzie w poniedziałek, jak prze weekend uzieracie 4 komentarze, jak trzy to w środę.

Powodzenia.
Natalie Malik.<3

czwartek, 21 marca 2013

Thirty.

*Perspektywa Cher*
Otarłam policzki z łez, które mimowolnie zaczęły płynąć. Kartonowe pudło zaniosłam do mojego pokoju i zeszłam na dół. Zayn siedział w salonie na fotelu, a na sofie Ann. Popatrzyłam na telewizor.
- "Wielkie oburzenie w Londynie wywołał Niall Horan, który wczoraj w godzinach wieczornych na twitterze napisał: Szukam na noc dziewczyny, któraś chętna ?"-na ekranie ukazało się zdjęcie wpisu z konta Horana.- Jak na razie żaden z chłopaków nie skomentował tego incydentu.- po prezenterce ukazał się spot programu i inny dziennikarz zaczął swój monolog.
- Dzwonili do ciebie ?- Ann odezwała się do mulata.
- Nie, jeszcze z ...- odwrócił głowę i zobaczył jak stoję oparta o ścianę i spoglądam w jego kierunku. Momentalnie ciocia podążyła za jego wzrokiem.
- Cher...- zaczęła.
- Ci...- uciszyłam ją i wyszłam z salonu do kuchni. Usiadłam tam na blacie, wyciągnęłam komórkę. Szukając w kontaktach blondyna podciągnęłam kolana pod brodę. Plecy oparłam o lodówkę. Mam. Wcisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam i'Phona do ucha. Kilka sygnałów, raz, dwa,...
- Cher, co tam u ciebie ?- zaczął próbując ukryć smutek w głosie.
- Niall...- odpowiedziałam mu chłodnym i niskim tonem.- Widziałam co odwaliłeś.
- Ja pierdolę...
- Przestań !- krzyknęłam do urządzenia- Zadzwoniłam po to, aby z tobą pogadać.
- Wiesz, teraz niezbyt mogę.
- Kiedy ?
- Możesz za godzinkę na skeypie ?
- No dobra.
- Napiszę do ciebie jak będę włączał komputer.
- Ok. Trzymaj się,- telefon schowałam do kieszeni i popatrzyłam przez okno na ogródek.
- A ty się trzymasz ?- ciocia weszła do kuchni. Nie widziałam jej, ale słyszałam jej kroki. Nie odwróciłam głowy.
- Podsłuchiwałaś.- stwierdziłam.
- Cher, martwię się o ciebie.
- Niepotrzebnie. Czuje się świetnie.- odwróciłam głowę i sztywno się uśmiechnęłam.
- Potrafisz grać, ale wiem kiedy na  prawdę cię coś dotknie.- nic nie odpowiedziałam. Lekko dotknęła mojego ramienia swoją dłonią.- Zależy ci na nim ?-obróciłam twarz ku niej.
- Tak. Oczywiście, że mi na nim zależy. Jest dla mnie jak Harry. Jak mój brat.
- A Zayn ?
- A Zayn jest jak mój opiekun. Zawsze jest przy mnie. To przy nim chcę się budzić i zasypiać.- podeszła bliżej i mnie przytuliła.

- Gotowa ?- zawołał mulat z dołu.
- Tak.- krzyknęłam wchodząc na pierwsze schody. Poprawiłam marynarkę, którą dzisiaj założyłam. Na dole mieszkania przejrzałam się jeszcze w lustrze. Na dzisiejszą kolację z Ann założyłam czarne leginsy w białe paski, do tego niebieską długą koszulę i szarą marynarkę. Nawilżoną chusteczką wytarłam jeszcze czubki czarnych skórzanych szpilek na platformie, po czym zgarnęłam włosy na prawe ramię. Tak jak zawsze zrobiłam sobie kreski eyelinerem. Wzięłam do ręki kopertówkę z komody i wyszliśmy z domu. Ciocia już czekała na nas w samochodzie. Usiedliśmy z tyłu i ruszyliśmy do restauracji. W drodze wyciągnęłam telefon.
"1 nowa wiadomość" otworzyłam ją. Niall: "Dzisiaj nie pogadamy. :( Zadzwonię jutro jak się obudzę. Pa pa." Szybko mu odpisałam: "Ok. Pamiętaj, że nie jesteś w tym wszystkim sam. xoxo." Stanęliśmy pod restauracją, w której kiedyś jadłam co weekend z Ann i Haroldem. Wysiedliśmy z auta i weszliśmy do środka. Jasno oświetlone pomieszczenia w bardzo eleganckim stylu. Jasne ściany, ciemne meble, kryształowe żyrandole. Wszystko dopełniało siebie nawzajem. Nic, a nic nie zmieniło się od mojej ostatniej wizyty tutaj.
- Stolik zamówiony na nazwisko Styles.- ciocia potwierdziła rezerwację i wprowadzono nas na salę. Idąc tuż za nią mogłam dokładnie zobaczyć jak bardzo nie jest podobna do tej kobiety, z którą tak niedawno mieszkałam.
Usiedliśmy przy okrągłym stoliku, na którym ustawiono talerze, sztućce, ozdoby i świeczki, których ogień "skakał" we własnym rytmie.

- To kto prowadzi ?- popatrzyłam z Zaynem na ciocię.
- Jechałam w jedną stronę, to i mogę w drugą.- wsiadła za kierownicę, a my na tylne siedzenia. Ann ruszyła, a my wtuleni w siebie patrzyliśmy na drogę oświetloną przez reflektory auta. Nagle usłyszałam dzwonek mojej komórki. Wyciągnęłam go z torebki.
"Mała", bez zastanowienia odebrałam telefon.
- Sie...
- Nie udawaj, że nic nie wiesz.- Lou. Powiedział to takim głosem, że na mojej skórze przeszły ciarki.
- O co ci chodzi ? O czym mam niby wiedzieć ?
- Jeszcze będziesz kłamać ?!- mówił głośno. Zayn popatrzył na mnie.
- Lou ja naprawdę nie mam pojęcia o czym ty mówisz.
- Nie udawaj głupiej !- teraz krzyczał. Nigdy jeszcze nie widziałam, ani nie słyszałam go w takim stanie.- Wiem, że to ty ją do tego namówiłaś !
- Ja...- po policzkach ciekły mi łzy.- Ja nic nie wiem. O czym ty mówisz ?
- O tym, że to ty namówiłaś Alice do usunięcia ciąży !

______________
No to mamy 30.
Kto się tego spodziewał ?
PRZYZNAĆ SIĘ !!!

No dobra nie będę wiedźmą.
3 komentarze= będzie NN

Natalie Malik.<3

piątek, 15 marca 2013

Twenty Nine.

*Perspektywa Cher*
-Ciociu, sprawdzałaś moje ubrania, gdy wyjechałam.
-Nie skarbie, zostawiłam wszystko tak jak było.
-Mhm..
-A coś się stało?
-Nie, nie.
Poprawiłam koszulkę i włosy. Przyglądałam się mojemu ubraniu, aż Zayn podszedł i dał mi duże niebieskie pudło, które widziałam w aucie.
-Po co dajesz mi puste pudło?
-Nie jest poste. Proszę. To  dla ciebie, dla nas.-wzięłam pudło na ręce i faktycznie wydawało się, że coś jest w środku. Położyłam je na podłodze i ukucnęłam obok niego.
-Mam się bać?-popatrzyłam na niego i Ann.
-Nie.
-Dalej otwieraj.-pośpieszyła mnie ciotka, cała uradowana.
Otworzyłam pokrywę pudełka, a w środku leżał mały beagle. Jego brązowy łepek z ciemnymi oczyma spojrzał na mnie. Od razu wzięłam go na ręce i zaczęłam przytulać do siebie.
-Podoba się?-popatrzył na mnie mulat.
-Jest śliczny. Ale za co to?
-Wiesz, ja myślę o nas na prawdę poważnie. Mam nadzieję, że kiedyś zwiążemy się na całe życie, będziemy mieli dzieci. Ale na razie jesteśmy młodzi, choć cały czas dorastamy, więc pomyślałem, że pies będzie idealnym obowiązkiem dla nas obojga.
-Jejku..-wstałam z małym i podeszłam do Zayna. Delikatnie musnęłam jego wargi.-Kocham cię.
-Ja ciebie też skarbie.-objął mnie w talii i posłał uśmiech.
-Ale wy jesteście słodcy.
-A ty o wszystkim wiedziałaś.-powiedziałam do niej.
-Ja? Ja byłam tylko lekko zamieszana w tą sprawę.-uśmiechnęła się.
-Wiedziałaś, jaką rasę lubię najbardziej.
-Ważne, że jesteś szczęśliwa.-podeszła i mnie przytuliła.-Jak co nazwiecie?-spytała, a ja spojrzałam na mulata.
-Dostosuje się. Wymyśl coś.-popatrzyłam na szczeniaka.
-Cześć DJ. Od dziś jesteś członkiem naszej rodziny.-przytuliłam psa, a ten oblizał mój polik.
-DJ. Fajne.-powiedział mulat.
-Wiem.
-DJ chodź.-Zayn wziął psa na ręce i poszedł z nim na ogród.-Ja z nim się pobawię, a wy chyba macie pogadać.
-Ok.-pokiwałam głową.- Ciociu o co cho..
-Chodź na górę.-jej twarz spoważniała, widziałam jak ściska swoje dłonie, a zawsze tak obiła, gdy była czymś bardzo zdenerwowana. Weszłyśmy do jej sypialni. Usiadła na podłodze obok dużego kartonowego pudła zaklejonego szarą taśmą.
-Powiesz mi o co chodzi, bo trochę się boję.
-Nie masz czego, po prostu wolałam, żebyś to zobaczyła sama i osobiście się wszystkiego dowiedziała.
-Ale czego?-popatrzyłam jej w oczy, ale uciekała wzrokiem.
-Twoja mama chciała ci to osobiście powiedzieć, ale nie zdążyła, więc czuję się odpowiedzialna, aby ci o tym powiedzieć. Widzisz.. twoja matka była bezpłodna. Starali się z Gregorym bardzo długo, ale nie było już szans. Greg miał przyjaciela, którego brat nie był odpowiedzialny i jego dziewczyna zaszła w ciążę.
-O mój boże...-łza spłynęła po policzku.
-Oni chcieli oddać dziecko do adopcji,a  Mary z Gregiem starali się o nią. Przyjaciel twojego ojca, Rob poznał ich ze sobą.
-Czyli, że jaa...
-Cher, oni zawsze chcieli dla ciebie jak najlepiej. Od razu po porodzie zamieszkałaś z nimi. Traktowali cię jak swoje własne dziecko. Pamiętam jak Mary powiedziała mi, że byłaś dal nich darem od Boga. Czekali za tobą tak długo...-ona sama się rozpłakała.-A potem zostawili cię samą. Ale kochali cię i musisz o tym wiedzieć.-podeszłam do cioci i przytuliłam ją.
-Dziękuję.
-Mi?
-Tak, tobie ciociu. Zajęłaś się mną, chociaż nie musiałaś. Byłaś dla mnie matką i przyjaciółką i zawsze nią pozostaniesz.
-A ty jesteś dla mnie moim małym dzieckiem.-pocałowała mnie w czoło. Obie siedziałyśmy w siebie wtulone.
-To pudło zostawiłam dla ciebie, gdy oni zmarli. Wiedziałam, że kiedyś będziesz chciała znać prawdę.-przysunęła do mnie karton.-Chcesz zostać sama?-popatrzyła na mnie, a ja delikatnie pokiwałam głową.
-Dobrze.-wstała i wyszła z pokoju.
Wzięłam nożyk, który leżał na biurku i otworzyłam pudło. W środku znalazłam kilka dużych zdjęć moich z rodzicami. Oni mnie wychowali, oni się o mnie troszczyli, oni byli ze mną i będą na zawsze. Wiem, że może powinnam chociaż być ciekawa kim są moi biologiczni rodzice,a le nie jestem. Całe szczęście mam przy sobie. Nie chcę nic więcej.
Kolejno wyciągałam ich pamiątki z młodzieńczych lat. Gdy wyciągnęłam album wypadła z niego koperta. Pożółkły już kawałek papieru z napisem 'Dla mojej córki ~ Mary Lloyd'. Otworzyłam kopertę i wyciągnęłam z niej list. Kartka zapisana pismem mojej mamy.

                                                                                                               Holmes Chapel, 22.09.1992

                          Kochanie,
       napisałam ten list na wszelki wypadek. Wiem, że życie idzie na przód i mogę nie doczekać chwili ukończenia twojej szkoły, twojego ślubu, moich wnuków. Za radą 'złotej Ann' zostawiam go na wszelki wypadek, gdybym nie mogła powiedzieć ci o tym osobiście.
       Adoptowaliśmy cię dokładnie dnia twoich narodzin. To my wybraliśmy dla ciebie imię, to my, a w zasadzie ja przecięłam pępowinę, bo jak znasz twojego ojca niestety nie mógł wytrzymać. W każdym razie to ja trzymałam cię na rękach od razu po porodzie. Twoja biologiczna matka chciała dla ciebie jak najlepiej. Ona sama nie była gotowa, żeby zająć się wychowywaniem dziecka, ani zakładaniem rodziny. Ja z Gregorym prawie dziesięć lat staraliśmy się o dziecko, ale niestety nie udało nam się. W końcu pojawiło się światełko w tunelu. Ty. Rob, bliski przyjaciel Grega i mój miał brata. Szedł on na studia. Miał dwadzieścia lat, a jego dziewczyna siedemnaście. Młoda kobieta, która niestety wpadła i zaszła w ciążę. Miała przez to tylko i wyłącznie problemy, jednak nie chciała cię zabić. Oni oboje podjęli decyzję, że postarają się o dobrych rodziców dla ciebie. Pewnego dnia Roberth zaprosił nas i ich an kolację. Powiem szczerze, że oboje byli bardzo miłymi, ciepłymi i młodymi osobami. Od razu się polubiliśmy. Nie owijaliśmy w bawełnę i od razu zaczęliśmy rozmawiać na twój temat. Oni byli z nami w stu procentach szczerzy. Powiedzieli nam wszystko co chcieli. Nie myśl, że oni nie chcieli ciebie. Pragnęli mieć dzieci i to bardzo, lecz byli za młodzi. Ona kończyła szkołę, on dopiero co zaczął. Nie wiadomo, czy oboje byliby ze sobą do dzisiaj.  W każdym razie zdecydowali, że oddadzą nam ciebie. Pamiętam jak bardzo cieszyłam się przez kolejne sześć miesięcy. Z twoją matką przebywałyśmy razem lub rozmawiałyśmy codziennie. Opowiadała mi dużo o swoich planach. Była to młoda dziewczyna, która po prostu chciała dla ciebie jak najlepiej.
       Jeżeli nie ma mnie i Gregorego na tym świecie, wiedź, że zawsze będziemy koło ciebie. Będziemy się o ciebie troszczyć zawsze. Nie miej nam za złe, tego, że nie powiedzieliśmy ci wcześniej. Po prostu nie zdążyliśmy. W kopercie umieszczam również zdjęcie twoich rodziców. Jeżeli będziesz chciała ich znaleźć wiedź, że my nie mamy nic przeciwko.

 Kochamy cię na zawsze....

                                                                                            Mary  i Gregory Lloyd.


Złożyłam go z powrotem a z koperty wyjęłam zdjęcie. Zobaczyłam na nim ich. Moich biologicznych rodziców. Odwróciłam fotografię i zauważyłam napis.
'H.Ch, 1991  Ben i Jasmine'
Popatrzyłam na nich i schowałam zdjęcie razem z listem do koperty. Wyciągnęłam zapalniczkę ze spodni. i podpaliłam kopertę z jej zawartością.
Palący się papier wrzuciłam do kosza, aby się nie popatrzyć. Po chwili w koszu zostało zaledwie kilka czarnych kartek i popiół. Resztę pamiątek z powrotem włożyłam do pudła. Otarłam łzy, gdy spojrzałam na moich rodziców ze mną na zdjęciu.
-Kocham was. Zawsze będziecie tylko wy.-pocałowałam dwa palce i przyłożyłam je do zdjęcia, po czym schowałam fotografię. i zamknęłam karton. Całe moje wspomnienia z nimi związane pozostaną w nim na zawsze.



_______
28.
Jak podoba się rozdział?
Nudny? Ciekawy? Interesujący?

Opisujcie, to postaram się poprawić.

3 komentarze= będzie kolejny rozdział

Natalie Malik.<3

wtorek, 12 marca 2013

Twenty Eight.

*Perspektywa Alice*
-No więc o czym chciałaś ze mną pogadać?-popatrzyłam na mamę i popiłam kęs mięsa winem.
Siedzimy już trzydzieści minut w ciszy i jemy. CHciała rozmawiać, ale nic nie mówi.
-Alice ja z twoim tatą...-popatrzyłam na nią.-rozwodzimy się.
-Czemu?
-Twój tata już od dawna mnie zdradzał, ale tamta zaszła w ciąże i chce być z nią.
-Zgadzasz się na to?-rzuciłam sztućce na talerz,a  one wydały głośny dźwięk.
-ALice, proszę, uspokój się. Tak będzie lepiej.
-Lepiej? Jeszcze w to wierzysz?-wstałam od stołu. Widziałam, jak bardzo mamę to boli, ale powinna walczyć o swoje.
-Robię to dla ciebie, żebyś nie straciła pieniędzy na przyszłość.-wydarłą się na mnie. Teraz cała restauracja patrzyła się na nas.
-Zrozum, że chcę dla ciebie jak najlepiej.
-Nie potrzebuję jego pieniędzy. -usiadłyśmy, a oczy innych odwróciły się we własnym kierunku.-Poradzę sobie bez nich. Myślisz, że nie wiem, że mnie adoptowaliście? Wasze kłótnie zawsze było słychać. Taylor tylko pomogła mi to przejść.
-Ale.. skarbie jesteś nasza i zawsze byłaś.
-Wiem, że traktujecie mnie jak własne dziecko, ale od dawna wpadłam na pomysł, żeby poszukać biologicznych rozdziców.
-Alice...
-Wiem, że może moje oczekiwania są inne, ale chcę poznać moich rodziców. Będę mogła liczyć na twoją pomoc?-popatrzyłam w jej oczy przepełnione miłością.
-Oczywiście moja mała księżniczko.
-Wydorośleję, stanę się samodzielna. Znajdę pracę.
-Moje skarbie...-położyła dłoń na moim policzku, a łezka zleciała na moją koszulkę.- Kiedy mi tak dorosłaś?

-Jutro wyjeżdżam do Nowego Yorku. Pozdrów Cher i chłopców. A ty się trzymaj. Gdy będę miała czas to ponownie was odwiedzę.
-Albo my ciebie.
-Jasne. Wpadajcie.-przytuliła mnie i pocałowała w czoło.-Zadzwonię do ciebie za kilka dni. Kocham cię skarbie.
-Ja ciebie też kocham mamo.-wsiadła do taksówki i odjechała. Weszłam do kamienicy, a potem podreptałam do mieszkania.
-Jestem.-krzyknęłam. Obróciłam się zamykając dzrwi.
Nagle ktoś objął mnie w talii, podniósł i zakręcił. Gdy znów stanęłam na ziemi, zobaczyłam jego uśmiech w wielkim lustrze.
-Jak wypad?
-Dobrze. Jak spotkanie?-kołysaliśmy się uśmeichając.
-Dobrze. Jedna z fanek powiedziała, że chciałaby zobaczyć ciebie na żywo.
-Jeszcze żyję, więc może kiedyś...
-To jakiś żart?
-Z czym?
-Z tą śmiercią?
-Nie.
-CHyba chciałaś powiedzieć tak.-wziął mnie na ręce i zaniósł do salonu. Na kanapie w trójkę leżeli Harold, Niall i Justin Bieber.
-Siema.-podał mi rękę. Przybiłam żółwia.
-Alice, dla znajomych Al.
-Justin, dla znajomych Jus.
-Co robicie?-popatrzyłam na chłopaków. Lou usiadł ze mną na fotelu.
-Gadamy, oglądamy tv i pijemy.-blondyn podniósł piwo.
-Czyli to co zawsze.
-Mniej więcej.
-Gadaliście coś z Zaynem i Cher?
-Byli, ale już wyjechali.
-Mhm. Zrobimy coś głupiego?-spojrzałam na nich i bruneta.
-Ale co?-Harold popatrzył na mnie.
-Wymyślcie coś.-popatrzyłam na nich.
-Może wspólny Twitcam?-zaproponował kanadyjczyk.
-To nie jest głupi pomysł. Dawno, nie dodwaliśmy żadnych filmików.-dopowiedział Louis.
-Przynisę laptopa.-blondyn poszedł do siebie.
Po chwili wrócił i ustawił sprzęt na ławie. Włączył swojego twittera. Każdy z pozostałych napisał z i'Phona, że robimy wspólny Twitcam u Niallera. Gdy tylko włączyliśmy nagrywanie oglądało nas około 100 000 osób.
-Siemaaa..-zaczęliśmy wrzeszczeć do komputera.
-No więc dzisiejszy Twittcam stworzyliśmy z nudów i z odiwedzin Justina.-chłopak pokazał się w kamerce i puścił buziaka.-Robimy małą domówkę, więc jeżeli macie ochotę to zapraszajcie innych przed ekrany i razem będziemy tańczyć i się wygłupiać.-Louis puścił jakieś klubowe remixy na maxa i cała nasza szóstka zaczęła skakać, tańczyć, wygłupiać się i śpiewać.

-Przegiąłeś.!-głos znajomy zaczął krzyczeć.
Lekko otworzyłam oczy i zobaczyłam jak Lou krzyczy na Nialla. Jeszcze byłam wstawiona i krzyki to nienajlepszy pomysł na początek dnia. O nie...
-Co się kurwa dzieje?-wykrzyczałam do nich.
-Nic kotek.
-Jak to kurwa nic? Krzyczycie o -odwróciłam się do szfki nocnej.-O siódmej rano, czyli coś nie jest tak.
-Bo ten cymbał napisał wczoraj na tt, że szuka dziewczyny na noc i teraz każde forum plotkarskie o tym. Paul już dzwonił i mówi, że wytwórnia nie jest tym zadowolona.
Poczułam okropny ból w mojej głowie. Wstałam z łóżka. Szybko zaczęłam biec do łazienki, ale nie zdążyłam. Uwiesiłam się na brunecie i odleciałam...

____
Macie taki bonus za szybkie komentarze pod poprzednim...
Macie jakieś teorie co do historii?
Podoba się wam rozwój wydarzeń?

4 komentarze= będzie NN.

Natalie Malik.<3

poniedziałek, 11 marca 2013

Twenty Seven.

*Perspektywa Cher*
-Ja już jadę, bo wyjeżdżamy z Zaynem.-popatrzyłam na przyjaciółkę i jej mamę, które stały przed restauracją. Odpaliłam silnik samochodu mulata.
-Ok. Zadzwoń do mnie wieczorem.
-Dobrze.-pokiwałam jej  i odjechałam. W lusterku zauważyłam, że obie do mnie machają, po czym weszły do środka.
Po dwudziestu minutach w końcu dojechałam pod kamienicę. Gdy tylko wyszłam z auta zaczepili mnie fotoreporterzy. Zdziwiona weszłam do środka.
-Czemu pod domem jest pełno...-nie skończyłam, bo w salonie zauważyłam Justina Biebera z piwem w ręce. Wstał z kanapy i podszedł do mnie.
-Przepraszam, śledzą mnie cały czas.
-Jasne, nie ma sprawy. Przywykłam do tego.
-Justin-podał rękę.-A ty jesteś Cher, tak?
-Mhm..-uścisnęłam jego dłoń.-Skąd wiesz?
-Trudno było o tobie nie słyszeć, jak Zayn cały czas o tobie wspominał.-zaśmiał się.-I miał rację.-popatrzył na mnie, a rumieniec sam wstąpił mi na twarz.
-Dzięki.
-Cheeer.-Niall szybko mnie objął i przytulił.
-Siemka, poznałaś...
-Tak, poznałam.
-Zaśpiewasz mi?-popatrzył na mnie.
-Dalej. Słyszałem nagrania, ale na żywo zawsze lepiej.-zachęcał mnie kanadyjczyk.
-Ok, ok. To zaśpiewam Robyn-Dancing on my own.
-Uhhuu..-Niall z Justinem zaczęli klaskać. Wzięłam gitarę z futerału i zaczęłam grać. Zatraciłam się muzyce i słowach. Pamiętam, gdy zaśpiewałam to pierwszy raz. Byłam tak strasznie zła na siebie i Zayna, na Perrie. Słowa Robyn idealnie pasowały wtedy do naszej historii. Gdy zakończyłam moje mini show chłopacy zaczęli klaskać i komplementować mój głos.
-Dobra, dobra. Oglądajcie mecz, a ja lece się spakować.-postawiłam gitarę w rogu salonu i poszłam do sypialni. Na łóżku leżała duża walizka. Zayn poukładał już swoje rzeczy. Nie było go w pokoju, ani łązience, ale zauważyłam, że dzrwi balkonowe są uchylone. Otworzyłam je szerzej i dostrzegłam ciemną sylwetkę w półmroku miasta. Podeszłam do niego cicho i przytuliłam od tyłu. Mulat obrócił się i na widok mojej twarzy posłał mi ogromny uśmiech.
-Już myślałem, że zrezygnowałaś z naszego wyjazdu.
-Nigdy.-pocałowałam go delikatnie.
-To szybko spakuj ubrania i ruszamy. Weszłam z powrotem do pokoju i do walizki wrzuciłam kilka par spodni, spodenek, bluzek i bieliznę.
-Wezme to. Wszystko?-popatrzył na mnie. Szybko złapałam laptopa, mp4 i i'Phona Zayna.
-Teraz tak.
-To się nazywa wyjazd relaksacyjny.
-Nie marudź, tylko idź.
Szybko przemkneliśmy przez salon i wyszliśmy z kamienicy. Wsiedliśmy do auta, ale i tak paparazzi nas przyłapali. Schowałam tawrz w dłonie, a Zayn ruszył samochodem. Powoli oddalaliśmy się od oświetlonego Londynu. Niedługo potem jechaliśmy przez ciemne ulice, małe miasteczka. Patrzyłam na ciemne widoki za oknem, aż w końcu zmęczenie wygrało.

Zatrzęsło mną. Lekko otworzyłam oczy i poczułam jak oczy pieką mnie od promieni słońca. Przetarłam delikatnie powieki, żeby nie zmazać makijażu i ponownie je otworzyłam.
-Gdzie jeeesteśmy?-ziwnęłam lekko rozciągając się. Poczułam, że dłoń mi ścierpła, więc zaczęłam ją masować.
-Dzień dobry słońce. Zaraz będziemy.-powiedział mulat i lekko się uśmiechnął. Zauważyłam jego zmęczenie na twarzy.
-Dobry bobry. Chcę kawę.-popatrzyłam na niego.
-Wiedziałem, że to powiesz, dlatego po drodze wjechałem do MacDonalda i kupiłem cztery kubki kawy.
-Aleś ty kochany.-lekko cmoknęłam go w policzek i sięgnęłam do tyłu po kawę. Wzięłam kubek i popatrzyłam na Zayna.
-Co to za pudło z dziurami z tyłu?
-Te niebieskie?
-Tak, dokładnie to.
-Puste pudło.
-Puste? Po co ci puste pudło?
-Dla jaj.-uśmiechnął się. Zerknęłam do środka i faktycznie było puste. Tylko po co mu puste pudło?? PO CO?
-Już.-wyjął kluczyki ze stacyjki i popatrzył na mnie.
-Ciesze się mój supermenie.-delikatnie musnęłam jego wargi.
-Mmm... Lubie takie poranki.
-A ja nie.
-Dlaczego?-wyszliśmy z auta.
-Bo się nie wyspałam.
-I tak będzie przez kilka kolejnych nocy.-zabawnie poruszył brwiami a ja wybuchłam śmiechem.
-Jesteś zabawny, ja zamierzam odpocząć.
-Nie uda ci się to.-lekko zapukałam w drzwi frontowe i weszliśmy do środka.
-Ann.? CIuciu, jesteśmy!-krzyknęłam, ale nikt się nie odezwał. Nagle usłyszałam muzykę z ogrodu. Poszłam dalej w głąb mieszkania i z okna kuchennego zauważyłam ciocię leżącą na leżaku i słuchającą radia. Oczywiście na maxa. Wyszliśmy na ogród
-Ciebie kiedyś porwią i obrabują dom.-skomentowałam kładąc rękę na biodro i uśmiechjąc się do mojej 'matki'.
-Cher.. Boże, jak ja za tobą tęskniłam. Zayn. Aleś ty zmężniał. I taki dorosły. Chcecie coś do jedzenia?-popatrzyła na nas.
-Ja tak i chcę prysznic.-podniosłam rękę do góry.
-To idź do swojego pokoju, a ja pomogę Zaynowi.-poklepała go po ramieniu po czym poszli przed dom ciągle rozmawiając. Nie zwracając na nich uwagi poszłam na górę. Otworzyłam drzwi od starego pokoju. Wszystkie wspomnienia znów znalazły się w mojej głowie i odtwarzały od początku. Każde imprezy, każdy chłopak, który spał u mnie. Każda nocka z 'przyjaciółkami'. Wszystko to niby działo się tak dawno temu. Teraz, gdy stoję tutaj i sobie wspominam nie poznaję siebie. Teraz, w chwili obecnej jestem zupełnie inna. Może to przez chłopaków, może to przez Alice tak zmądrzałam i wydoroślałam?
Otworzyłam szufladę z ubraniami. Zostawiłam tutaj ostatnim razem kilka ubrań. Wyjęłam bieliznę i zasunęłam szufladę. Poszłam do łazienki. Puściłam wodę do wanny i powoli ściągałam ubrania. Nie wiem, dlaczego, ale uwielbiam zapach świeżo wypranych ciuchów. Wzięłam koszulkę, którą zabrałam z szafy i powąchałam ją. Nagle usłyszałam, że coś spadło.
Popatrzyłam na podłogę, a wszytskie wspomnienia związane z tym gównem powróciły. Wzięłam torebkę białych tabletek do ręki i popatrzyłam na nie, a potem na odbicie w lustrze. Może znów mogłabym ją wziąć? Może poczułabym się lepiej? Może mogłabym zostać kimś sławnym i nim pozostać? Może mogłaby mi pomóc? Każde pytania odbijały się w moim mózgu. Z sekundy na sekundę przybywało ich coraz więcej. Jaką dać odpowiedź? Nie...
Tak...
Wyciągnęłam tabletkę, przytknęłam ją do ust i jeszcze raz spojrzałam sama sobie w oczy.
Odkręciłam wodę w kranie, wrzuciłąm wszystkie do zlewu.
-Już taka nie jestem.-moje ciało jak i duszę oblała fala dumy z siebie.

_____
Heh...
27 już jest.
Dzięki za te 6 komentarzy.
Chyba, będę bardziej surowa.
No więc:

4 komentarze=będzie następny rozdział
mniej niż 4 komentarze=nie napiszę nowej notki

###########################

THE VERSATILE BLOGGER

Dziękuję Angeline Malik za nominację. +Angeline Malik
http://zyciemozezmienicsiewmgnieniuoka.blogspot.com/

7 faktów:
-lubię film LOL
-jestem zajebista i piję pepsi
-nie lubię marchewek
-w większości zdań mówię 'nie'
-nie nawidzę języka niemieckiego
-chodzę do 3 gimnazjum


Nie bawie si w nominowanie blogów.
Są blogi, które czytam i komentuję i ich autorzy wiedzą, że są dobrzy bo im to powtarzam.


Natalie Malik.<3

sobota, 9 marca 2013

Twenty Six.

*Perspektywa Alice*
-Myślisz, że wszystko w końcu się jakoś ułoży?-Lou położył się koło mnie.
-Oby, bo żal mi Cher. Ona na prawdę przez wiele przeszła. Wychowała się bez rodziców, zawsze była sama za siebie odpowiedzialna. Potem trafiła na złe osoby. DOpiero teraz wygrzebała się z narkotyków.
-I spotkała Zayna, nas.
-I zaczęła się przygoda z Perrie.
-Poradzą sobie.
-Nie chciałbyś znów wrócić do bycia zwykłym nastolatkiem?-wtuliłam się w jego ramie zaciągając się zapachem jego dezadorantu.
-Może.. Ale nie poznałbym ani ciebie, ani przyjaciół, którzy są dla mnie jak rodzina.-pocałował mnie w czoło.
-Oglądamy coś?-popatrzyłam w jego tęczówki. Nie widziałam ich głębi, ale znam ją na pamięć.
-Jasne..-sięgnął po notebooka.-Co wybieramy?-popatrzył na mnie.
-Może zmierzch?-popatrzyłam na niego.
-Wiesz, że tego nie oglądałem?
-Żartujesz... Przecież każdy to widział.
-Ja nie. Byłem dzielny i nie poddałem się presji.
-Mój ty rycerzu.-pocałowałam go, a on lekko się zaśmiał.
-Włączyłam film i ponownie wtuliłam się w jego gołą klatę.
Nie wiem dokładnie w jakim momencie, ale zasnęłam.

-Skarbie...-położył swoją dłoń na moim policzku i odgarnął włosy z mojej twarzy.
-Jeszcze chwi...chwilę.
-Kochanie...-powiedział delikatnie przygryzając płatek mojego ucha.
-Fajna próba, ale chcę spać.-zaśmiałam się.
POczułam na szyi dotyk jego warg, który dreptał do ramienia. Chwilę później poczułam jak na ciele pojawia mi się gęsia skórka.
-Wstajemy...
-Daj mi pospać.-spojrzałam na niego błagalnie.
-Nie.-powiedział gwałtownie i wziął mnie na ręce.
-Spadaj, idę spać. Jest sobota!-krzyknęłam i ponownie wbiegłam do łóżka.
-Alice w południe jedziemy z twoją mamą.
-Ok Cher.
Przykryłam się kołdrą po uszy, położyłam się na brzuchu i przykryłam głowę poduszką. Usłyszałam jak jakieś drzwi się zamykają, a po chwili otwierają.
'Pewnie Lou teraz będzie szukał ciuchów.'-pomyślałam.
Kołdra lekko zsunęła się z łóżka. Wiedziałam, że robi to specjalnie, abym wstała. Na sobie miałam koszulkę ramones i krótkie spodenki.
-Lou spadaj, bo jak zasadzę ci kopa to odlecisz na ósmą orbitę.
-Ale to nie Louis.-powiedział jakiś głos.
-To nie ja.-głos bruneta.
Ściągnęłam poduszkę z głowy i kubeł zimnej wody z kostkami lodu i syropem klonowym oraz zgniecione chipsy wylądowały na mnie w idealnej kolejności. Gdy skończyła się ta katorga otarłam oczy, a przede mną stała ich trójka. Niall, Harry i Zayn śmiali się po pachy. Niall ściskał tubkę syropu, Harry założył wiadro na głowę a Zayn zgniatał paczkę. Lou stał przy drzwiach od łazienki i powstrzymywał śmiech, który i tak wkradał mu się na twarz.
-DEBILE!!!!!!-krzyknęłam z całej siły.-Bedziecie czyściś to łóżko.-pokazałam ręką na brudne pościele i prześcieradła.
-Ale ty wyglądasz..-wskazał Nialler.
-Masz. Karny kutas za długie spanie w soboty.-Harry podał mi wydrukowany narząd męski z napisem 'Karny Kutas za chujowe spanie w weekend'
-Ha-zrobiłam odstęp.-Ha. Bardzo śmieszne. Wiecie co mi się najbardziej podoba?
-Co?-powiedział mulat. Wstałam z łóżka podeszłam do Louisa. Wiedziałam, że się wkurzą.
-To, że zajmę teraz łazienkę na całe dwie godziny.-popatrzyłam na nich. Momentalnie miny im zrzędły.
-Nie możesz. Mamy spotkanie z fanami.
-Mogę i to zrobię.-zaśmiałam się i wybiegłam z pokoju. Na korytarzu spotkałam Cher, która zdziwiona o nic nie pytała. Wbiegłam do łazienki i zamknęłam drzwi na klucz.
Cała trójka dobiegła szybko do drzwi i zaczęła w nie walić i krzyczeć równocześnie.
Bez niczego weszłam po prysznic i puściłam strumień wody.
Gdy doszłam do siebie i wyglądałam jak człowiek kilka razy myłam włosy i dawałam odżywkę. W końcu włosy przestały się kleić i wyciągnęłam z nich wszystkie chipsy. Gdy stanęłam w ręczniku przed lustrem zauważyłam, że nie mam niczego na przebranie. Brudne ubranie zamoczyłam w ciepłej wodzie z mydłem w misce i zostawiłam w łazience. Wyszłam z łazienki a Harry wstał z podłogi.
-Nareszcie. Ile można się kąpać...-wszedł do środka.
-Tak długo, żeby wyczesać wszystkie chipsy z włosów.
-Nie ma za co.
-Odegram się.
-Mhm...-zaśmiał się i zamknął drzwi. Weszłam do naszej sypialni. Lou właśnie ściągnął wszystkie poszewki z poduszek.
-Ale strój.-zaśmiał się.
-Gdybyś był dla mnie dobry dzisiaj rano może bym go zdjęła...-odwróciłam się przerzucając włosy na drugie ramie. W lustrze widziałam jaką zrobił minę. Otworzyłam drzwi do garderoby. Wybrałam ciuchy i weszłam do toalety. Przebrałam się w to i zrobiłam lekki makijaż. Włosy zostawiłam rozpuszcone, ale końcówki lekko podkręciłam. Wyszłam z toalety, ale nikogo już nie było w pokoju. W tobrekę wrzuciałm portfel, komórkę i blyszczyk. Na czoło założyłam RayBany Louisa. Poszłam do kuchni. Zrobiłam sobie kakao i dwie grzanki. Usiadłam w salonie koło blondyna. Zaczęłam jeść, a ten nadal skakał po kanałach.
-Wybierz coś w końcu.-zostawił na kanale National Geographic.-Super, doucze się o kopulacji słoni. Brawo Niall.-zaczęłam klaskać. Gdy tak oglądaliśmy ten interesujący program reszta paczki zebrała się.
-Liam pisał do mnie, że was pozdrawia i wróci na trasę.-oznajmiła moja przyjaciółka.
-Tak myśleliśmy.
-Alice gotowa?-Cher spojrzała na mnie. Dzisiaj miała na sobie jasny zestaw (to) i wyglądała bardzo ślicznie. Jak dziewczyna.
-Na podbój świata?-wstanęłam z kanapy, poprawiłam koszulkę.-ZAWSZE.
-Super. Zbieraj dupę.- pokiwała do mnie kluczykami od auta.
-To nie są od naszego audi.
-No nie. Moje słoneczko było tak słodkie, że pożyczył nam wóz.
-Jaki?-spojrzałam na przyjaciółkę i Zayna, do którego się uśmiechała.
-Swojego mustanga.-zaśmiała się.
-No to teraz na chłopaków.-zaśmiałam się i zaczęłam tańczyć.
-Tey, tey. Koleżanko, nie zapomniałaś się.-uprzedził mnie Lou a reszta się zaśmiała.
-Nie skarbie, my jesteśmy w otwarty związku.
-Że co?-reszta coraz bardziej się śmiała.
-No tak.
-No nie.-popatrzyłam na niego spod byka chowając talerz do zmywarki.
-No wiem że nie debilu ty...-poczochrałam jego fryzurkę. Wziął mnie na ręce i posadził na blacie.
-A teraz przeproś, że rozwaliłaś mi fryzurę.
-Oj...
-Dalej.-powoedział z powagą.
-Oj przepraszam.. Wybaczysz?-popatrzyłam na jego kołnierzyk i delikatnie zaczęłam go poprawiać.
-Jasne.-swoimi długimi palcami podniósł moją twarz za podbródek i wpił się w usta.
-Nie szalej.-powiedział, gdy wychodziłyśmy.
-Będziemy grzeczne.-potwierdziłam. Spojrzałam na nich. Stali jak do zdjęcia. Tylko, że bez Liama.
Smutno tu bez niego. Zawsze robił za przyjaciela, rodzica i opiekuna, a teraz jesteśmy jak takie sierotki bez odpowiedzialnej osoby.
Na dole wsiadłyśmy do auta i ruszyłyśmy po moją mamę. Zabrałyśmy ją spod hotelu.
-Gdzie nas zabierasz?-popatrzyłam na rodzicielkę.
-Chciałabym pójść z wami na zakupy. A później muszę z tobą porozmawiać.-popatrzyła na mnie.-Nie bój się, nic strasznego.-lekko się uśmiechnęła, ale za długo ją znam, żeby mogła coś przede mną ukryć. Coś jest nie tak.
-Gdzie?
-Do naszego stałego miejsca.
-Tylko tam dzisiaj chłopacy mają spotkanie z fanami.
-O.. To super. Przynajmiej znów spotkam Louisa.
-Spodobał ci się?-Cher popatrzyła na moją mamę.
-Genialny. Idealny na jej męża. Przynajmiej tak wyglądacie razem.
-Tak słodko i niewinnie.-dodała przyjaciółka. Poczułam jak na moją twarz wstępuje rumieniec. Niby Louis dwuznacznie mówił o przyszłości ze mną, ale nigdy nic nie ustalaliśmy na sto procent.
-Córciu, co być zrobiła jakby ci się oświadczył?-pytanie to przeszyło mnie na wskroś.

____
 Jak myślicie, czemu Alice nie wiedziała jak odpowiedzieć na to pytanie?
Czy wyszłaby za Louisa?
Powiedziałaby mu TAK.???
Pozostawiam te pytania dla wasze wyobraźni.
Komentujcie i wyrażajcie opinie...

Miśki, to do 27...
3 komentarze = NN w poniedziałek

Natalie Malik.<3

środa, 6 marca 2013

Twenty Five.

*Perspektywa Cher*
Wbiegłam do wieżowca najszybciej jak umiałam. Znalazłam pustą windę i szybko do niej weszłam. Kilkanaście razy wcisnęłam jednakowy przycisk. Po kilku minutach w końcu znalazłam się na wyznaczonym piętrze. Wbiegłam do biura nie pytając nikogo o nic. Z hukiem otworzyłam drzwi biura.
-Paul
-Cher, co ty tu robisz?
-Przepraszam pana najmocniej, ale ta panienka wbiegła do biura...
-Zostaw ją.-kiwnął do recepcjonistki.-A ty siadaj.
Zamknęłam drzwi biura i podałam Paulowi telefon z wyświetloną rozmową.
-Alle....
-Przeczytałeś?
-To ona?
-Przecież się przyznała... Była wkurzona, że ja i Zayn nadal możemy być razem.
-Zostaw mi telefon, pojadę na policję.
-Jadę z tobą.
-I tak tobie nic nie powiedzą, a może to tobie rozwalić reputację. Wiesz o co chodzi.
-A chłopacy?
-Nic im nie mów. Na razie nie muszą wiedzieć. PO południe przyjadę do was, albo jutro z rana.
-Będziemy czekać.-wyszłam z gabinetu.
Weszłam z powrotem do windy i wcisnęłam guzik '11'. Dwa piętra wyżej drzwi otworzyły się i zauważyłam prawą rękę Simona. Z pierwszego studia wyszedł mój menager Steve. Mimo, że kilka minut temu miałam ochotę jechać i zabić Perrie za to co zrobiła, ale bardziej zaboli ją stracenie kariery i Zayna, gdy wszyscy się dowiedzą do czego jest zdolna. Ja mam teraz ochotę napisać coś, co totalnie ukaże moje uczucia.
-Siemka.-powiedziałam poprawiając grzywkę.
-Czekamy na ciebie.
-Sorki, zaspałam.
-Imprezka?-Steve popatrzył na mnie swoim wzrokiem tatusia. Mimo, że często mieliśmy różne zdania to i tak idealnie do siebie pasowaliśmy. On zawsze popierał moje decyzje u Simona.
Wchodząc do studia poczułam działającą klimatyzację. Złapałam jakąś czerwoną bluzę i nałożyłam na siebie.
-To moje.-powiedział Steve wyciągając moją gitarę z futerału.
-Ale mi jest zimno.
-Niech ci będzie.
-Hahha...-zaśmiałam się z Simona, który wszedł robiąc śmieszną minę.
-Siemka.-powiedział mój producent.-Co masz?
-Mogę zaśpiewać?
-Najpierw pokaż.-wziął mój zeszt, w którym znajdowały się wszystkie zapiski. Chwilę czytał. Prawa ręka Simona zrobiła zdjęcie mi i Stevowi.  Wzięłam telefon mojego menagera i wstawiłam nasze zdjęcie na tt.
'Kolejny dzień roboty. Może osoba, która udaje przed światem w końcu poniesie konsekwencje. A tymczasem w studiu ze Stevem. xoxox' Oddałam mu jego i'Phona. Usiadł w kącie studia, a ja na fotelu. Kątem oka popatrzyłam na niego. Nie był brzydki, a nawet całkiem przystojny.
Na oko dałabym mu 28 albo 29 lat, co nie było dalekie od prawdy. Oczy... Te jego niebieskie tęczówki, zawsze przepełnione były radością. Wysoki, a przynajminiej wyższy ode mnie. Niezbyt przejmował się wyglądem, ale wyglądal całkiem nieźle. Ma dziurki, w uszach, ale żadko je nosi. PJednym słowem jest genialny. W sumie mogłabym z nim być.
Hey, hej..... STOP.! Ja mam chłopaka.
-Cher! Jesteś dzisiaj obecna.-SImon zwrócił się do mnie.
-Taaa.. Już tak.
-Super.
-Może zaczniemy od tej piosenki?-podał mi tekst.
-A później pokażę ci jaki mamy materiał.. chociaż, nie. STeve..-zwrócił się do blondyna.-pokażesz jej telkst do piosenki z Postnerem?
-Z tym Postnerem?
-Tak i jasne.-Steve popatrzył na mnie i na Simona.
-Ok, ja znikam.-powiedział i wyszedł.

Popatrzyłam na ścienny zegar.
-Koniec.
-No. To ja lecę.
-Cher gitara..-zawołał mnie Steve, ale ja już byłam w windzie. Pokiwałam do niego i wcisnęłam guzik.
Wsiadłam na dole do auta i szybko pojechałam do mieszkania. Po drodze zadzwonił do mnie Paul, że będzie dzisiaj u nas za pół godziny. Ledwo co wpadłam do mieszkania to z półpiętra usłyszałam muzykę i śmiechy. Weszłam do środka, a  tam grupka ludzi, która miała ubwa po pachy.
-Cher...-zawołał Lou.
-Paul to będzie za jakieś piętnaście minut.
-Po co?
-Musi z nami pogadać. Coś ważnego. Bardzo...-podkreśliłam wzrokiem i mimiką twarzy, że to ważne.
-Niall, powiedz im, że zaraz będzie tu nasz menager i muszą się zmywać.
-Paul tu będzie.
-Tak, za chwilę.
Momentalnie wszystkie alkohole były pochowane, chłopacy ogarnięci, a goście już wyszli. Ledwo co usiadłam na kanapę-dzwonek do drzwi. Niall wstał i poszedł otworzyć. Zayn wyszedł z sypialni z zaspaną miną.
-Hey słońce, co się dzieje, że takie krzyki były?-podszedł i lekko musnął moje wargi. Usiadł obejmując mnie ramieniem.
-No, w komplecie. Cher, dzięki za cynk.-popatrzył na mnie i podał mi telefon.
-Nie ma za co. Tutaj chodziło o naszą przyjaciółkę.
-Paul?-Lou popatrzył na menagera.
-No więc dzisiaj Perrie napisała do Cher i dwuznacznie przyznała się do winy.
-CO?-oczy mulata rozszerzyły się dwukrotnie, a na twarzy nie byo żadnych oznak jakiegokolwiek snu.
-Perrie jest odpowiedzialna za podpalenie domu i napaść na Liama i Danielle. Lekraez wzięli ją na badania i w kartotece dowiedzieli się, że powinna brać tabletki psychotropowe. W skrócie chciała odegrać się na nas za całą sprawę z Zaynem.
-Ona jest chora psychicznie?-Niall jakoś ogarnął wszystko.
-Tak. Na razie jest w szpitalu psychiatrycznym pod nadzorem. Jej adwokat nie chce wnosić sprawy do sądu i pytał, czy nie chcielibyśmy podpisać umowy o zachowaniu milczenia w tym temacie, oczywiście Perrie nie będzie mogła do żadnego z was podejść, zostanie zamknięta z szpitalu psychiatrycznym, a jeżeli będzie mogła wyjść to nie może się do was zbliżać.- Chłopacy popatrzyli na każdego.
-Zayn, to chyba twoja decyzja.-Lou popatrzył na mulata. Ten przez chwilę sam walczył z myślami.
-Gdzie jest ta umowa?
-Tutaj.-Paul wyciągnął papier.-Rozmawiałem już z adwokatem i powedział, że nie trzeba wstawiać poprawek.-Zayn wziął długopis, podpisał się i wyszedł z salonu. Wzięłam długopis i również złożyłam na nim mój podpis,a  po mnie zrobiła to reszta.Wstałam z kanapy i ruszyłam do naszej sypialni. Weszłam, ale mulat siedział na balkonie. Szybko napisałam do Liama.
'Perrie została ukarana za napaść. Jak się czujesz?'
Od razu odpisał.
'Wyjeżdżam do domu. Wrócę na trasę. Pozdrów wszystkich. xoxo '
Wyszłam na balkon zabierając ze sobą papierosa i zapalniczkę z komody, gdzie odłożyłam telefon. Odpaliłam fajkę i położyłam zapalniczkę na poręczy.
-Cholernie chciałbym wrócić do domu i żyć jak inni. Bez kłamstw, bez zdrad, bez żadnych plotek.
-Beze mnie.
-Nie... bez bolesnych wspomnień.
-Związanych ze mną.-zaciągnęłam się szlugom i poczułam jak świat w mojej głowie zatacza koło.
-Ty jesteś najlepszym co mnie spotkało. Czasem myślę...
-Hmm?-zaciął się.
-Że jesteś jedynym co mnie trzyma przy życiu.

______
Nooo...
Zgodnie z obietnicą dzisiaj kolejny rozdział.
Trochę krótki, ale postaram się pisać dłuższe.

3 komentarze = NN w piątek lub sobotę.

+Jakieś pytania?
Mój twitter: dreamer_oops

Natalie Malik.<3

poniedziałek, 4 marca 2013

Twenty Four.

-Widziałaś, jak zareagowała mama Alice, gdy ta zapytała ją o ojca?-zapytał mnie Zayn, gdy położył się na łóżku, a ja wybierałam ciuchy na jutrzejszy dzień. Dzwonił do mnie Simon, że mam przyjść do studia i pokazać im materiał jaki mam.
-Mi się wydaje, że ona po prostu przyjechała tu obadać sytuację pomiędzy nami i powiedzieć jej coś. To nie jest do nich podobne, żeby osobno gdzieś wyjeżdżali. Zawsze przyjeżdżali razem.
-Nie znam ich, ale to było dziwne.
-Nie snuj mi tu jakiś podstarzałych teorii spiskowych, tylko idź spać.
-Jeszcze Twitter.
-Mhm.-mruknęłam i poszłam do łazienki, żeby ściągnąć z głowy turban. Włosy delikatnie rozczesałam palcami i wróciłam do sypialni.  Zayn jeszcze siedział przed laptopem.-Co tak szukasz?
-Niuni na jutro, bo moja mnie zostawia na całe popołudnie.
-To foch. A chciałam cię zabrać do klubu wieczorem. Jak nie, to nie.-wstałam, wzięłam papierosa z komody i wyszłam na mały balkonik.
Ciepłe powietrze od razu objęło mnie całą. Usiadłam na szerokiej betonowej poręczy i odpaliłam papierosa Siwy dym unosił się w okół mnie. Zaczęłam robić kółka. Z daleka widziałam Big Ben. Kto by powiedział, że będę miała takie życie. Że zamiast tańczyć zacznę śpiewać i nagrywać. Nigdy nie pragnęłam tego tak bardzo. A w ręcz na odwrót. Wolałam zostawać w cieniu i małej popularności. Ostatni raz zaciągnęłam się i wypuściłam dym zduszając papierosa o ścianę. Wrzuciłam go do popielniczki, która stała na podłodze. Zeskoczyłam z zimnego siedzenia i weszłam do środka.
-Zła?-popatrzył na mnie czekoladowymi oczyma.
-Na ciebie nie idzie się gniewać.-posłałam mu uśmiech.
-Dzwoniła do ciebie ciocia Ann. Odebrałem, kazała ci przekazać, że znalazła jakieś pudełko twoich rodziców.
-Co? Jakie pudełko?
-Nie wiem, ale chciała ci to dać, a poza tym pytała się, czy ją odwiedzimy.
-Co robisz w sobotę?
-Na razie nic.
-To, czyli jutro nie idziemy do klubu, tylko się pakujemy do cioci.
-A potem wezmę cię na wycieczkę.-usiadłam na łóżko, odkryłam kołdrę.-Więc powiedz Simonowi, że bierzesz kilka dni wolnego.
-Nasze wakacje?
-Takie mini. Wakacje będziemy mieli raczej zimą.
-Czemu akurat wtedy?
-Nie wiesz?-pokręciłam przecząco głową.-Wyobraź sobie, że pewnego listopadowego wieczoru tak po prostu Harry Styles przedstawił mi swoją kuzynkę i jej przyjaciółkę.
-Serio?-udałam zdziwienie. Wgramoliłam się koło niego na środek łóżka, oparłam plecy o obicie łóżka.
-Jeszcze lepiej.-machnął ręką.-Oby dwie zmieniły nasze życie, dzięki nim pozostaliśmy sobą. A z jedną planuję nasze życie.-popatrzył mi w oczy.
-Kocham cię i nie chcę cię stracić.-położyłam moją słoń na jego piersi.
-A ja ciebie.
-Straciłam w życiu zbyt wiele.-pociągnęłam nosem i poczułam jak łzy spływają mina samo wspomnienie o rodzicach i nim....
-Będzie dobrze...-przytulił mnie. Poczułam w sobie tą miłość, to uczucie, że mam kogoś więcej na świecie niż przyjaciół i ciotki. Wtuliłam się w niego.-Masz mnie.
Oboje usnęliśmy. Jakoś o czwartej nad ranem obudziły mnie wibracje telefonu. Wzięłam i'Phona i wyszłam na balkonik. Ponownie usiadłam na poręczy. Spojrzałam na ekran.
Ciocia Ann. Wcisnęłam zieloną słuchawkę.
-Hej mała.
-Co jest ciociu?
-Przepraszam, że tak w nocy, ale musimy poważnie porozmawiać.
-O co chodzi?
-Jak przyjedziecie to ci wszystko powiem.
-Będziemy w sobotę. Zostaniemy na noc.
-Świetnie. To do zobaczenia.-rozłączyła się.
Wróciłam do łóżka ze złudną nadzieją, że zasnę.

-Kotek, bo zaraz się spóźnisz do studia..-Zayn potrząsnął lekko mną. Otworzyłam oczy.
-Która godzina?
-Jedenasta.
-Już?
-No...
-Nie mogłam nad ranem zasnąć, ale później....
-Wiem, znam to. Niall mówi, że musi jechać do sklepu muzycznego i może cię podwieźć do Simona.
-Nie musi. Pojadę audi.
-No dobra. Zrobię ci śniadanie.-wyszedł z pokoju.
Niechętnie, ale wstałam z łóżka. Szybko przypomniała mi się wczorajsza rozmowa cioci. Nie wiem, co ona mogła jeszcze znaleźć. O jakie pudełko jej chodziło?
Odłożyłam to na bok i poszłam do łazienki. Odbyłam poranną toaletę i wyszłam do sypialni. Z szafy wyciągnęłam ubrania, które wybrałam wczoraj. Ściągnęłam koszulkę. Powoli założyłam wybrane ciuchy. Z kąta pokoju wzięłam wytarty jeansowy plecak w którym miałam moją 'pracę domową', czyli nuty i teksty.
Wyszłam na korytarz. Wywieszone było tam wielkie lustro. Przed nim zauważyłam Alice. No po prostu jakbyśmy się zmówiły. Stanęłam obok niej i obie wybuchnęłyśmy gromkim śmiechem. Ja założyłam koszulkę Nirvana, wzorzyste leginsy, takie same czarne buty jak przyjaciółka i beżową czapkę. Młoda wybrała siwą bluzę Jack Daniels i niebieskie leginsy galaxy. Pamiętam jak kiedyś razem układałyśmy te zestawy.
-Kocham cię.-objęłam ją ramieniem i obie poszłyśmy do kuchni.
-Jakie sisters.-Lou zaśmiał się jak weszłyśmy do pomieszczenia.
-Wal się.-wzięłam nałożyłam trochę jajecznicy Zayna i usiadłam na wielkim fotelu, który stał w kącie. Butem włączyłam telewizor. Nogi zwisały z jednej strony siedzenia, a opierałam się o bok fotela.
Gdy zjadłam moją porcję wstałam i zostawiłam naczynie w zlewie.
-To ja was zostawiam i lecę do roboty.-zaśmiałam się. Podeszłam do szafy na korytarzu. Stała oparta o nią moja gitara w futerale. Momentalnie przed drzwiami pojawił mi się Malik.
-A pożegnanie?-wskazał palcem usta.
-Przecież nie mogłabym zapomnieć.-zaśmiałam się i pocałowałam go. Wyszłam mówiąc wszystkim głośne 'Siemka.'
Na schodach spotkałam Nialla.
-Jak tam?-spytał.
-Lecę do Simona.
-Aaaa. Jak wrócisz pokażę ci coś.
-Ok.-spojrzałam na jego ekwipunek alkoholu.
-Po co tyle tego?
-Dzisiaj przychodzi kilku znajomych, nie mówili ci?-popatrzył na mnie.
-Nie.
-Ahh, to już wiesz.
-Dzięki ci Boże.-zaśmiałam się.
-Taka mała imprezka. A co do..-rozejrzał się.-co do imprezy Alice to klub zamówiony i wiedzą jak mają przystroić salę. Gadałem ostatnio z kilkoma znajomymi i załatwimy jakąś muzykę.
-Dzięki. Jakby coś to pisz.
-Ok.-zbiegłam na dół. Przed kamienicą stało moje i Alice audi. Plecak i gitarę położyłam z tyłu i wsiadłam za kierownicę. Poczułam wibracje telefonu.
Od nieznany
Oddasz mi Zayna? Pez.
Wystukałam kilka wyrazów
Nadal nie dajesz za wygraną?
W końcu musi przejrzeć na oczy.
Już to zrobił.
Położyłam i'Phona na desce rozdzielczej auta i włączyłam silnik. Ruszyłam do studia.
Gdy byłam już na miejscu złapałam telefon i wyszłam z samochodu. Wiadomość.
Od nieznany
A jak się czuje Danielle i Liam, myślę, że nic im nie zrobiliśmy.

_____
Jak się podoba?
Wiem, że może się nie wysilam, ale postaram się teraz pisać lepiej i sprawniej.

3 komentarze= NN w środę.

Natalie Malik.<3