Drugs Change The World.

Dwie najbliższe sobie przyjaciółki wiodą spokojne życie. Alice spokojna, miła, zakochana w swoim chłopaku, który wraz ze swoimi przyjaciółmi podbija listy przebojów na świecie. Cher miła dla ludzi, których zna, harda, pewna siebie, jednak zatracona w samotności. Ma dwie przyjaciółki. Tą dobrą i tą złą. Handluje narkotykami, aż poznaje przyjaciół swojego kuzyna. W jednym z nich się zakochuje... Zaczyna pisać piosenki i wschodzi na wyżyny kariery. Czy skończy z dobrze płatną pracą? Czy odważy się zakochać? Czy miłość Alice przetrwa próbę związku? Jak potoczy się ich życie, które z dnia na dzień zmienia się w pełne fotoreporterów, fanów i telewizji ??

czwartek, 28 marca 2013

Thirty Three

*Perspektywa Alice*
Lekko otworzyłam oczy z nadzieją, że cała kłótnia z Louisem i przeprowadzka to zły sen. Spojrzałam na pościel łóźka i ściany pokoju. Westchnęłam. Znowu tutaj. Znowu sama. Ale tym razem całkiem sama. Co ja będę bez nich robić? Moje życie wiązało się z ich, a w końcu mam własne sprawy. Usiadłam na końcu łóżka. Stopy stabilnie postawiłąm na moim miękkim dywanie. Mam dwa cele: znaleźć pracę i poszukać moich rodziców. Tak, tym się teraz zajmę. Mogę przecież żyć bez niego. Skoro sama jakoś przetrwałam te osiemnaście lat, to teraz nie będzie trudniej. Wstałam i pościeliłam łóżko. Wybrałam ubrania i poszłam do łazienki. Obmyłam twarz, odbyłam poranną toaletę i założyłam na siebie to. Włosy pozostawiłam rozpusczone, ale przed tym delikatnie je polokowałam. Wyszłam z łazienki i usdałam się do kuchni. Wsypałam płatki do miski i zalałam je mlekiem. Zaczęłam jeść. Po posiłku do torebki spakowałam papiery ze szkoły, referencje z praktyk oraz podstawowe rzeczy, czyli telefon, portfel, błyszczyk, gumy i husteczki. Założyłam buty i postanowiłąm wyjść bez kurtki. Z małego wieszaczka wzięłam klucze od naszego audi. Zeszłam klatką na dół i wsiadłam do wozu. WYbrałam numer mojej mamy i dałam na głośnik. Wyjechałam z parkingu.
-Cześć curuś. Jak się trzymasz?
-Jakoś. Słuchaj, mogę liczyć na twoją pomoc w sprawie odnalezienia rodziców?-chwila ciszy.
-Jasne, że tak.
-To proszę poszukaj danych, które dostałaś przy adopcji.
-Oczywiście. Wyślę ci je meilem.
-Ok. Pogadamy później, okey, bo teraz prowadzę. Pa.-szybko zakończyłam połączenie.
Kelejne ulice pjechałam w ciszy trawiąc w myślach wczorajsze słowa Louisa. Po chwili wybiłam je sobie z głowy, gdyż zauważyłam, że trzy razy przejechałam kółko na rondzie. Skręciłam we właściwą uliczkę i stanęłam na podjeździe małego domu z altanką. Wysiadłam z samochodu i wzięłam telefon oraz torbę. Podeszłam do drzwi wejściowych i zapukałam. Po chwili otrzyła mi drzwi.
-Cześć Alice.
-Wiesz coś na temat moich biologicznych rodziców?-popatrzyła na mnie.
-Wejdziesz?-otworzyła szerzej.
-Jasne.-weszłam do środka. Słyszałam jakieś szepty. Weszłam do salonu, a tam siedział na fotelu Louis, na kanpie Niall i Harry.
-Cześć Alice.-blondyn i lokowaty przywitali się ze mną, a z brunetem wymieniłam spojrzenia.
'Bądź opanowana"-komenda dla samej siebie.
-Co wy tu robicie?-spojrzałam na nich po kolei.
-Wiesz, wpadliśmy powiadomić naszą garedrobianą, że jutro wyjeżdżamy w trasę i ma się szykować.
-Już?-popatrzyłam na nich.
-Tak, troche ją przyspieszyliśmy. Liam już jest w domu, Zayn też. A im szybciej wyjedziemy, tym szybciej skończymy.
-Co prawda, to prawda. Więc, to chyba nasze pożegnanie.
-O nie.... Jutro mamy samolot o 17, więc dzisiaj można jesczez iść do klubu, a ty idziesz z nami.-Harold złapał mnie za rękę i popatrzył z uśmiechem na twarzy.
-Sorki, ale mam dużo roboty.
-Mhm.. Bo ci uwierzymy.-Niall poparł lokowatego.
-No dobram ale bez szaleństw.-pokazałam im paluszek i lekko nim pokręciłam.
-Obiecujemy, że będziemy grzeczni.
-Chcesz coś do picia Alice?-siostra popatrzyła na mnie.
-Nie, dzięki.
-Na nas już pora.-Louis wstał z fotela i popatrzył na chłopaków, a potem na mnie.
Boże, jak ja bym chciała teraz do niego podejść, przytulić i pocałować, a poetm powiedzieć to głupie Kocham Cię.
Może źle wybrałam, może powinnam być z Harrym? Nie. NIe nie nie nie nie.!!! Jeszcze raz nie!
Jego kocham... Zauważyłam jego zmęczenie na twarzy i próby ukrycia tego. Staliśmy tak chwilę badając nasze twarze na nowo, jakbyśmy dopiero się poznali.
-Ah, no tak. To do zobaczenia?-Harry popatrzył na mnie.
-O ósmej bądź u nas, ale bez auta. Ostatnia nocka w naszej kamienicy. OK?-blondyn dopowiedział, prawie się przewracając o fotel.
-Yyy... No dobra, będę.-powiedziałam, choć już czułam, że to zły pomysł.
Taylor poszła odprowadzić chłopaków. Ja rozsiadłam się na fotelu. 'Na podjeździe nie było żadnego auta, więc przyszli na piechotę. Trzy kilometry na piechotę?'
Popatrzyłam na korytarz. Chwilę potem o ścianę oparła się moja 'siostra'.
-Wiesz coś?
-Ja? Ja wiem tyle co ty. Adoptowali cię z domu dziecka. Tyle. Moje informacje na tym się kończą.
-Żartujesz?
-Alice, czemu miałabym cię oszukiwać. Rozumiem cię, bo też bym chciała ich odszukać.
-Wiesz przynajmniej z którego domu dziecka mnie adoptowali?
-Chyba tak, na strychu są ich papiery, więc może tam to będzie.-zaproponowała.
-To idziemy.-podążyłam za siostrą schodami na górne piętro.
Nad drzwiami jej sypialni jest klapa, którą teraz opuściła a my weszłyśmy po niej na strasznie mały i niski strych. Przeważnie rodzice i siostra chwowają tu papiery. Stare, niby niepotrzebne, a teraz mogą okazać się tak ważną informacją.
-Jaki rocznik jesteś?-spytała buszując w kartonach z dokumentami.
-dziewięćdziesiąty pierwszy.
-Mam.-zeszłam ze strychu, a za mną blondynka.
Zeszłyśmy na dół. W salonie otworzyłyśmy pudło. Szukałam pomiędzy rachunkami banklowymi, projektem domu, rachunkami za jego remont, nagle trafiłam na wniosek adopcyjny.
-Zobacz.-pokazałam jej kartkę.
-Tatatatatata.. Rodzice biologiczni: Michelle i Roberth Collins.-popatrzyła na mnie, gdy to przeczytała.
-Miejsce urodzenia dziecka: Holmes Chapel.
-Przecież to...-zaczęła.
-Tam urodziła się Cher.
-Powiesz jej?
-Nie, na razie nie.
-Chcesz jechać sama?
-Tak, pojadę tam, gdy tylko oni wyjadą w trasę. Cher zajmie się płytą i będę miała wolny czas. Ty też nic niekomu nie mów. Nawet mamie.-podniosłam mały palec.-Obiecaj.
Zacisnęłyśmy nasze małe palce. Wzięłam potrzebne pisma i pożegnałam się z siostrą. Nie ważne kim są moi rodzice, ale i tak Taylor jest moją siostrą. Na zawsze.
Pojechałam do centrum. Zakupy, zawsze jakoś pomagają. Kupiłam kosmetyki, ciuchy, nową parę litów i botków na koturnie. Zmęczona z torbami weszłam do Starbucksa. Zamówiłam karmelowe machiatto i usiadłam w kącie restauracji.
Wyciągnęłam mój wibrujący telefon z torebki.
-Hej, gdzie jesteś?-zapytał.
-Ja? Ja jestem teraz w centrum w Starbucksie.
-Co powiesz na lunch ze mną w Nandos? Chciałbym z tobą porozmawiać.-poprosił.
-No dobra. Za pół godziny?
-Ok. Będę czekał.
Położyłam telefon i popatrzyłam na zakochną parę na kanapie, która się śmiała, przytulała, całowała. Może powinnam się postarać o nasz związek?
Ponownie wibracja telefonu. Nieznany numer.
-Słucham?
-Witaj Alice. Cher mówiła mi o tobie i Louisie. Przykro mi.
-Dziękuję. Coś się stało?
-Nie, po prostu dzwonię się dowiedzieć jak się czujesz. Jak sobie z tym radzisz?
-Ujdzie.
-Pamiętaj, że w związku najważniejsze jest zaufanie i pójście na kompromis. Bez tego nigdy się z nikim nie dogadasz.
-Dobrze. Ann...
-Tak?
-Znasz w Holmes Chapel Michell i Robertha Collins?
-Tak. Ale oni już tutaj nie mieszkają.
-A wiesz gdzie?
-Wesz co, wyślę ci ich namiary smsem. Ok?
-Jasne. Dziękuję.
-Nie ma sprawy.
Ponownie położyłam i'Phona na sotliku. Kelner podał mi kawę.
Brad
-Szukasz pracy?-popatrzył na mnie.
-Yyy...-zaskoczona pytanie zapomniałam języka w gębie. Podniosłam głowę, by mu się lepiej przyjrzeć.-Tak.
-Wiesz co mój kumpel otwiera klub i potrzebuje barmanek. Chętna?-popatrzył na mnie.
-Jasne, że tak. Tak w ogóle Alice jestem.-podałam mu rękę, ten ucałował moją dłoń i usiadł na chwilę na przeciwko mnie.
-Ja jestem Brad.
-Miło poznać.-uśmiechnęłam się.
-Tu masz mój numer. Jak będziesz chciała popytać o pracę to dzwoń. Numer mam ważny do dzisiaj do północy. Ale przed pracą randka ze mną. Co powiesz na taki układ?-zaśmiał się pokazując swoje śnieżnobiałe zęby. W brzuchu zaczęło mi wirować. Mogłabym pokochać kogoś innego niż Louisa?
-Podoba mi się.
-To do zobaczenia.-wstał, uśmiechnął się i odszedł.


_______
33 za sobą.
Uff....
Nie wyszedł taki jak chciałam, ale sytuacja się rozkręca.

3 komentarze=NN w środę/czwartek.
4 komentarze=NN w wtorek.

+Przepraszam, ale wczoraj nie mogłam dodać, gdyż brak czasu. Przez święta nie będę miała okazji usiąść i napisać coś, ponieważ mam chrzciny. Sorki GIRLS.:D

Powodzenia.
Natalie Malik.<3

4 komentarze:

  1. genialny,ty to masz talent do pisania opowiadań.ona nie może się w nim zakochać,ona musi wrócić do Louisa!
    ZAPRASZAM NA MOJEGO NOWEGO BLOGA: http://life-is-not-that-easy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniały rozdział :-) Ona musi wrócić do Louisa, nie może się zakochać w nikim innym. Proszę nich będą znowu razem szczęśliwi z Lou, proszę...!
    Szybciutko dodawaj następny rozdział bo nie wytrzymam :-D
    Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  3. o nie nie nie.. on nie może pokochać innego chłopaka, nie po tym wszystkim co przeszła z Louis'em
    rozdział ekstraaaaaaaa ! :D
    mam malutką nadzieję, że wszystko się ułoży :)
    czekam na nn :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie ma mowy, ona ma wrócić do Louisa! Świetny rozdział, ciekawe co będzie jak Alice znajdzie swoich rodziców.
    Czekam na NN ;*

    OdpowiedzUsuń