#Perspektywa Alice#
Wysiadłam z samolotu, wzięłam bagaże i usiadłam na fotelach i zaczęłam czytać ostatnie zdanie książki 'Kosogłos'
"Więc kiedy szepce:
-Kochasz mnie. Prawda czy fałsz?
Odpowiadam:
-Prawda.".
Poczułam, że w oku kręci mi się łza na myśl o miłości Katniss i Peety. Może ja z Louisem moglibyśmy do siebie wrócić.
MOŻE.
Schowałam książkę do torby podręcznej, chwyciłam za walizki i zaczęłam się rozglądać za przyjaciółmi. W końcu dostrzegłam ich w tłumie ludzi wędrujących we własnych kierunkach. Podeszłam cicho do nich, lecz od tyłu. Zauważyłam jak Louis przytula jakąś blondynkę, a potem ją przeprasza. Zaśmiałam się cicho, stanęłam za nimi.
-Ja poproszę Horan Hug!-powiedziałam dosyć głośno.
-All!-Cała szóstka obróciła się do tyłu i wszyscy mnie przytulili.
Najpierw się cieszyłam, jednak po chwili ociekałam potem.
-A teraz starczy. Jest mi gorąco!
Payne i Horan wzięli mi walizki, Lou zabrał torbę, a ja szłam przez lotnisko tuląc się do mojej kochanej siostrzyczki.
Chłopacy zaczęli pakować bagaże do aut, a ja kątem oka popatrzyłam na Cher. Brunetka popatrzyła na mnie dziwnie, a ja tylko podeszłam i ją przytuliłam.
-Tęskniłam siostro.
-Ja mocniej.-odpowiedziała po chwili.
-Wieczorem idziemy na spacer po plaży.
-Ok.
-Wsiadajcie bo umrę z głodu!-Niall wychylił głowę z auta i ją schował.
Liam poszedł do Zayna, Cher i Harrego a ja jechałam z Louisem, Niallem. Blondyn siedział z tyłu, więc ja zasiadła z przodu obok bruneta.
Lou od razu włączył radio, gdzie leciała piosenka Rihanny. Ja i blondyn jak dzikusy wygłupialiśmy się, a Louis śmiał się z nas.
-Jak w Londynie?-zapytał mnie brunet jak się uspokoiliśmy.
-Dobrze. Mam pracę i nie jestem sama.
-Nadal spotykasz się z Bradem?-podpytał mnie blondyn.
-Nie spotykamy się, jesteśmy przyjaciółmi. I nie tylko o to chodzi.
-O coo?-od razu zapytał.
-O moich biologicznych rodziców. Odnalazłam ich.
-Serio?-Louis popatrzył na mnie.
-Tak.
-I jak?
-Dobrze, są wspaniali i utrzymujemy kontakt.
-Amy pracujemy siostro.-Niall powiedział to zdanie z takim wiejskim akcentem, że z Louisem wpadliśmy w atak śmiechu. Zatrzymaliśmy się przy bulwarze i szliśmy. Ja wędrowałam obok Louisa lekko tuląc się do jego ramienia, za nami Cher, Zayn, Harry z Niallem, a na końcu Liam.
-Jest coś takiego w Tobie, że tęsknię. Zawsze i wszędzie.-powiedziałam patrząc na ocean po prawej.
Swoją ręką objął mnie, dłoń położył na moje ramię.
-Ja też. Nadal Cię kocham Alice. Oboje się pogubiliśmy. Ale nie zapomniałem o tobie, nigdy. Wiesz, to wcale nie jest proste, żeby uciec od przeszłości, w której było mnóstwo wspaniałych chwil.
-Wiem.
-Generalnie rzecz biorąc ciągnie mnie do ciebie.-popatrzyłam w jego oczy.
-Chcę wrócić do tego co było wcześniej.-uśmiechnęłam się.-Jesteś jedynym powodem dla którego żyję. Chcę abyś dał mi poczucie bycia tą jedyną na świecie. Uwielbiam spędzać każde chwile myśląc o Tobie z każdym oddechem. Chcę dostawać pocałunek pod koniec dnia, zasypiać i budzić się z Tobą.-uśmiechnął się po czym delikatnie pocałował mnie w czoło.
-Zostawmy to na razie między sobą.-poprosiłam. Oznajmił kiwnięciem głowy.
-Naleśnikarniaaa!-Niall pobiegł do lokalu po lewej, a my powoli doszliśmy do niego. Zasiedliśmy na kanapach.
Dwie godziny później zajechaliśmy do domu, który wynajęli chłopcy z Cher na ten tydzień. Brunetka pokazała mi pokój, który wywalczyła dla mnie samej.
-Słuchaj załatwiłam tobie samej pokój, ale Louis ma pokój dla dwóch osób, więc jak coś, to...
-Wezmę ten.-wskazałam na drzwi i podeszłam do nich z walizkami. Otworzyłam je i weszłam do środka.
-Ok. A wy nadal...
-Mhm.-kiwnęłam.
-To się przebierz i za godzinę na dole?
-Jasne.-uśmiechnęłam się, a siostrzyczka wyszła zamykając za sobą drzwi. Weszłam dalej przez mały korytarzyk i zobaczyłam śliczny biało-granatowo-czarny pokoik z dużym łóżkiem podstawionym pod okno i wielkim regale na ubrania z zasłoną. Na przeciwko łóżka na niskiej komodzie stał duży telewizor.
Położyłam się na łóżku. Usiadłam po turecku i zobaczyłam cudny widok na wzgórza Hollywood.
Usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi od pokoju i wchodzi. Z zaciekawieniem wtępiłam swój wzrok w korytarzyk.
-Musisz mnie straszyć?-zaśmiałam się. Brunet usiadł obok mnie i popatrzył mi w oczy.
-Tak bardzo za tobą tęskniłem. Mogę być dla ciebie ćpunem, jeżeli będziesz moim narkotykiem.-popatrzył na moje usta.
Przybliżyłam się do niego i musnęłam jego wargi.
-Boli cię to co zrobiłem?-zniżył wzrok.
-Czy mnie to boli? Nie, mnie to nie boli. Mnie to wewnętrznie rozpierdala. Ale są ludzie, którym pozwolę wracać zawsze, choćby niewiadomo jak mnie zawiedli i jak bardzo przez nich cierpiałam. I mimo, że wywołali najokropniejszy ból gdy odchodzą, to wywołują najcudowniejszy uśmiech gdy wracają.
-Kocham cię i nigdy nie przestanę. Nie obchodzi mnie wiek, nie obchodzi mnie nic poza tobą i mną. Alice ja wiem, że nie zawsze się zgadzamy, ale ja nie umiem żyć bez ciebie. Jesteś moim tlenem, moim pokarmem, moim życiem. Nie wiem jak mogłem żyć nie wiedząc o twoim istnieniu i bardzo się cieszę, że poznałem cię teraz i mogę być z tobą już na zawsze.
-Always and forever.-uśmiechnęłam się i pokazałam mu tatuaż, który zrobiłam sobie na obojczyku.
Swoje usta przyłożył do napisu i delikatnie pocałował. Powoli wchodził nimi wyżej i wyżej, aż w końcu dotarły do moich warg.
Nasze pocałunki na początku były takie jak na pierwszych randkach. Ostrożne, delikatne. Po chwili stały się bardziej namiętne, natarczywe a zarazem łagodne i takie uczuciowe.
Jego ręce błądziły po mojej talii, a moje dłonie tworzyły mu nową fryzurę.
Położyliśmy się na łóżku obdarowywując siebie pocałunkami. Gdy zabrakło nam tchu położyłam głowę na jego piersi, a on swoimi długimi zwinnymi opuszkami palców drażnił się z moją skórą.
-Zakończę karierę i będziemy razem.
-CO?
-Oczywiście nie teraz, ale za kilka lat, może 10.
-I co dalej?
-I otworzę klub.
-Hahahaha. Jaki wyśmienity masz plan.
-Wiem. Nazwę go "Party Hard"
-Wyśmienicie milordzie.
Ścisnął mnie delikatnie.
-Muszę się zbierać.-wstałam z łóżka.
-Gdzie?
-Muszę się przebrać, wychodzę z Cher.
-Mhm.-wstał, pocałował mnie w usta i czoło.-Zobaczymy się później.-wyszedł.
-Otworzyłam walizkę numer jeden i wyciągnęłam odpowiedni zestaw oraz ręcznik. Pod pachę wzięłam kosmetyczkę i pobiegłam do łazienki na piętrze. Weszłam pod prysznic, włosy przeczesałam i wilgotne zawinęłam z wysokiego koka na czubku głowy. Ciało wytarłam ręcznikiem, po czym nałożyłam na nie balsam waniliowy. Założyłam bieliznę, na powiekach zrobiłam delikatne kreski kredką. Rzęsy podkręciłam, na usta nałożyłam balsam ochronny. Włożyłam ubrania (to) na ciało, zawiązałam buty. Wróciłam do pokoju. Do worka wrzuciłam brudne ubrania. Kosmetyki schowałam i na nos nałożyłam okulary. Do torebki wrzuciłam telefon, portfel i inne drobiazgi. Wyszłam z pokoju i zapukałam do brunetki. Po chwili otworzył mi mulat.
-Cher już idzie?
-Tak, zaraz zejdzie.
-Ok, czekam na dole.-zeszłam schodami na dół. W kuchni napiłam się coli i wróciłam na korytarzyk wejściowy. Po chwili na dół zeszła Cher.
-Chodź.-kiwnęła dłonią.-Wychodzimy!!
Szłyśmy wzdłuż plaży przy domkach. Popatrzyłam na zachód słońca. Nie wierzę, że jestem tutaj w Los Angeles. Zapamiętam to miasto jako najlepszy moment w moim życiu-powrót do Louisa.
-O 19 mamy się spotkać przy tej naleśnikarni.-spojrzałam na ekran i'Phona.
-To za dwie godziny.
-Mhm. Zayn zadzwoni do mnie na telefon jak już będą. Jak było w Londynie?
-Nudno. Znalazłam pracę.
-A jak Brad?
-Nijak. Pracujemy razem i często się spotykamy.
-Jako para?
-Nie. Jako przyjaciele.
-Mhm.-kiwnęła dziwnie głową.
-Znalazłam moich biologicznych rodziców.-podeszłam do murka oddzielającego deptak od plaży i usiadłam na nim.
-I?
-I nic.
-Ale, że nie rozmawiałaś z nimi?
-Rozmawiałam.-'Boże, jak ja mam jej to powiedzieć.??!'
-I?-'Może nie będzie chciała już ze mną przebywać.?!!'
-Nazywają się Michelle i Roberth Collins.
-I?
-I mieli jeszcze jedną córkę.
-Poznałaś ją?
-Ją również oddali do adopcji, to było ich pierwsze dziecko, ja byłam tym drugim.
-O ile jest starsza?
-O rok.
-Jak się nazywa?-przysiadła koło mnie i popatrzyła z zaciekawieniem.
'Nie ma odwrotu. Raz kozie śmierć.'
-Cher, ich pierwszą córką...
-Nooo.
-Ich pierwsza córka została adoptowana, gdy oni byli młodzi, inaczej się nazywali.
-Serio? Wiesz co się z nią stało.
-Poznałam ją.
-Alice, prosze cię mów...
-Cher, to ty jesteś ich córką.
-Co?
-Jesteś moją siostrą.-powiedziałam to zdanie na wydechu. Może będziemy już na zawsze nierozłączne.
___________
Wiem, że nie powinnam, ale za bardzo rozkręciłam się w tej historii.
Muszę pisać rozdziały.
Jestem od tego uzależniona.
Jak będzie 5 komentarzy to dodam NN.
Natalie Malik.<3
Strony
Drugs Change The World.
Dwie najbliższe sobie przyjaciółki wiodą spokojne życie. Alice spokojna, miła, zakochana w swoim chłopaku, który wraz ze swoimi przyjaciółmi podbija listy przebojów na świecie. Cher miła dla ludzi, których zna, harda, pewna siebie, jednak zatracona w samotności. Ma dwie przyjaciółki. Tą dobrą i tą złą. Handluje narkotykami, aż poznaje przyjaciół swojego kuzyna. W jednym z nich się zakochuje... Zaczyna pisać piosenki i wschodzi na wyżyny kariery. Czy skończy z dobrze płatną pracą? Czy odważy się zakochać? Czy miłość Alice przetrwa próbę związku? Jak potoczy się ich życie, które z dnia na dzień zmienia się w pełne fotoreporterów, fanów i telewizji ??
no świetny jak zawsze:)
OdpowiedzUsuńJej jak się cieszę, że nadal piszesz! :)
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, ale błagam nie trzymaj nas już dłużej w niepewności. Ja dłużej nie wytrzymam. Jaka jest reakcja Cher??
Czekam na NN :)
Jeeeejjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjjj Al i Lou wrócili do siebie <3 Oyey Al i Cher cały czas były siostrami, jejku kochana pisz szybko, bo się niecierpliwię :D
OdpowiedzUsuńCzekam na next i to szybko :)xx
Bardzo fajny rozdział. :) Cieszę się, że dalej piszesz. :)
OdpowiedzUsuńBoski :p
OdpowiedzUsuń