Drugs Change The World.

Dwie najbliższe sobie przyjaciółki wiodą spokojne życie. Alice spokojna, miła, zakochana w swoim chłopaku, który wraz ze swoimi przyjaciółmi podbija listy przebojów na świecie. Cher miła dla ludzi, których zna, harda, pewna siebie, jednak zatracona w samotności. Ma dwie przyjaciółki. Tą dobrą i tą złą. Handluje narkotykami, aż poznaje przyjaciół swojego kuzyna. W jednym z nich się zakochuje... Zaczyna pisać piosenki i wschodzi na wyżyny kariery. Czy skończy z dobrze płatną pracą? Czy odważy się zakochać? Czy miłość Alice przetrwa próbę związku? Jak potoczy się ich życie, które z dnia na dzień zmienia się w pełne fotoreporterów, fanów i telewizji ??

poniedziałek, 30 grudnia 2013

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Epilog

Brunetka zeszła na dół domu, które na razie dzieliła z młodym mężczyzną. Powoli weszła do kuchni. Znalazła tam talerzyk z kanapkami obok gorącą herbatę oraz małą karteczkę.
'Musiałem jechać na miasto, będę o 11. Smacznego mojej trójce.:) Z'
Dziewczyna uśmiechnęła się na samą myśl o tym wspaniałym chłopaku. Osiadła okrakiem na krześle i zaczęła jeść. Doskonale czuła jak dwa małe szkraby wierciły się po jej brzuchu, a za każdym kopnięciem lekko się śmiała. Skończyła posiłek i zauważyła, że dochodzi dziesiąta. Powróciła do sypialni. Wybrała ubrania i weszła do łazienki. Nalała wody do wanny i wzięła długą relaksującą kąpiel. Uspokoiła oddech, bicie sercaa. Czuła dwie małe postacie, które również rozluźniły się i przestały dręczyć swoją mamusię seriami kopnięć i uderzeń. Kobieta wyszła z wody i osuszyła ciało. Stanęła przed lustrem i popatrzyła na swoje odbicie.
'To już nie jestem ja.'-pomyślała. Ale gdy ponownie poczuła w sobie inne życie odrzuciła tą myśl.
Założyła na swoje ciało bieliznę oraz wciągnęła ubrania. Wyszła z łazienki zawiązując niedbałego luźnego koka na czubku głowy. Jeszcz raz popatrzyła na sypialnię i opuściła ją. Gdy była już na połowie schodów usłyszała dzwonek do drzwi. Popatrzyła na zegarek na ręce. 'To za wcześnie na Zayna.'-pojawiła się myśl.
Zeszła i otworzyła drzwi, a przed nimi stała młoda blondynka ubrana w to. Podeszła do ciężarnej kobiety, mimo, że i ona za pięć miesięcy będzie matką.
-Hej. Jak się czujesz?
-Dobrze.-uśmiechnęła się mimo braku nastroju.-A ty?
-Ja? Ja czuje się świetnie. Być może dzisiaj poznam nowego członka naszej rodziny i zostanę ciocią.-zaśmiała się.
-Chcesz coś do picia?
-Chętnie.
Obie weszły do kuchni, blondynka usiadła na krześle, a kobieta podała jej sok pomarańczowy, a sobie nalała wody. Usiadła obok swojej siostry.
-Na którą masz być w szpitalu?
-O 12 już powinnam być. Zayn ma przyjechać o 11, więc wtedcy pojedziemy.
-A więc to dzisiaj.
-No tak.-brunetka napiła się wody.
'To Dzisiaj....'-dwa słowa pozostały w jej głowie odbijając się z każdej strony echem.
-Cher..! Halo? Już myślałam, że coś ci się stało.
-Nic, nic. Po prostu zamyśliłam się trochę.-posłała jej uśmiech.
-Kochanie jestem!
-Siedzimy w kuchni.-odpowiedziała niezbyt głośno.
-O, Alice. Co tu robisz?
-Wpadłam do was na chwilę.
-Super. Jedziesz z nami?
-Ja przyjadę do was z chłopakami.
-Ok.
-Wziąć wam coś?
-Nie, nie trzeba. Spakowałam wszystko.-brunetka popatrzyła na nią.
-Dobra, to ja lecę i spotkamy się później. Trzymaj się.-młoda dziewczyna ucałowała ciężarną brunetką w policzek i wyszła z domu.
Chłopak zniósł torbę dziewczyny na dół. Oboje wsiedli do samochodu i pojechali od szpital St.Mary. Weszli do środka, gdzie zaprowadzono ich do prywatnego skrzydła szpitala. Dziewczynę ułożono na lóżku i podano pierwsze płyny.
-Na pewno nie chcesz zostać tutaj na dłużej?-ciemnowłosy młody mężczyzna popatrzył na nią.
-Nie, i tak już za długo tutaj siedzę. W poniedziałek pojadę do Ann.
-Za tydzień będę miał wolne to przyjadę do was.
-Zayn, mogę cię o coś zapytać?
-Jasne.
-Co byś zrobił gdybyś musiał sam się nimi zająć?
-Nie wiem, ale na pewno bym ich nie zostawił.-uśmiechnął się.
-Bo ma nas.-Alice weszła do środka razem z resztą przyjaciół.
-Jak się czujesz?-padło pytanie od blondyna.
-Dobrze, ale teraz brzuch mnie boli.
-A to dobrze?-Liam popatrzył na przyjaciół.
-Tak, przecież wywołują mi poród, no Heloł!-brunetka popatrzyła na nich ze śmiechem.
-Będzie mi was brakować.-popatrzyła na każdego po kolei.
-Zdecydowaliście w końcu jak je nazwiecie?-Louis popatrzył na młodych przyszłych rodziców.
-No więc dziewczyna to będzie Olivia, a chłopiec Nathan.-na twarzy matki pojawił się uśmiech.
-Ślicznie.

-Przyj!-Zayn popatrzył na młodą dziewczynę, która zrobiła się cała czerwona na twarzy. Jej oczy zlały się na jeden kolor. Zacisnęła zęby i zaczęła przeć.
-Mamy dziewczynkę. Jeszcze chwilkę.
-1,2,3,4....
-Przyj!
Ponownie kobieta zacisnęła zęby oraz dłonie w uścisku i dała z sibie jak najwięcej.
-Jeszcze raz.
-....,6,7,8,9,10.
-Przyj!
Na ostatnim oddechu zaczęła ponownie przeć.
-Mamy chłopca.
-Kochanie udało się.-młody ojciec popatrzył na matkę, której powieki były zamknięte. Poruszył nią, lecz nic to nie dało. Momentalnie aparaty zaczęły piszczeć.
-Prosze wyjść.!
-Co z Cher!?
-WYJŚĆ!-młody lekarz krzyknął w stronę chłopaka, a ten wybiegł na korytarz.
-Zayn! Zayn co jest?!-Alice spojrzała na niego.
-Ona... Cher.
-A dzieci?
-Cher chyba... chyba mnie zostawiła.-młody chłopak uniósł się płaczem i wpadł w ramiona blondynki.
Brunetka otworzyła oczy i zobaczyła swój stary dom w Holmes Chapel.
-Witaj słońce.
-Mama.
-Tak, to ja. Nie przywitasz się?-dziewczyna pobiegła do matki i przytuliła ją.
-Co się dzieje, czemu tu jestem?
-Umierasz słoneczko.
-Ale, moje dzieci.
-Masz jeszcze wybór, ale przecież pogodziłaś się ze śmiercią od czasu przyjazdu do Londynu. Ty wręcz błagałaś o to, aby być ze mną tam wysoko.-wskazała palcem w górę.
-Ja już sama...
-Musisz zadecydować, czy chcesz być ze mną i tatą,
-Czy?
-Czy powrócić do przyjaciół, dzieci. Teraz, musisz zadecydować teraz.
-Ale jak?
-Wyjdź, by powrócić do swojego życia.
-A jeżeli chcę z tobą zostać, to zostań tutaj.
-Boże, dlaczego? Ja, ja nie wiem.
-Cher, czy chciałabyś, aby twoje dzieci wychowywały się bez matki?
-Nie, jasne, że nie.
-Więc idź. Idź i żyj. Wrócisz do nas, gdy będziesz gotowa.
-Mamo....
-Będziemy czekać i opiekować się wami.
-Dobrze.
Młoda matka wstała i zrobiła kilka kroków, dotknęła klamki i otworzyła drzwi.
-Cher,
-Hmm?-odwróciła głowę w stronę matki.
- zmień nazwisko na Malik.-uśmiechnęła się.
-Jasne.
Brunetka ruszyła przed siebie. Znowu poczuła niewygodne łóżko sziptalne, krzyki lekarzy, dalej szloch Zayna. Lekko otworzyła oczy, ale oślepiło ją światło lamp.
Poczuła wielką ulgę i radość.
Znów była z nimi.
Na zawsze.

____________
Proszę, aby wszyscy czytelnicy pozostawili po sobie komentarz pod Epilogiem.

Dziękuję, za to, że razem ze mną wytrwaliście.
Zapraszam na moje kolejne opowiadanie:
www.4-ever-be-yourself.blogspot.com


Tak jak w poprzednim opowiadaniu oto moje aktualne zdjęcie.



Pozdrawiam,
Natalie Malik.<3

piątek, 2 sierpnia 2013

Prologue + Libster Award II

No więc dodałam przed chwilką Prolog na nowym opowiadaniu.
Komentujcei, bo jeżeli nie zakończę moją 'karierę'. hahhaa. Takie żarcik. Jestem nikim, ale dziękuję, że czytacie moje rozdziały. A więc zapraszam:

www.4-ever-be-yourself.blogspot.com


A teraz druga część notki, czyli ponowna nominacja do Libster Award.
Dziękuję autorkom bloga http://two-friends-who-joined-the-internet.blogspot.com/

Zasady i nominacje ode mnie podałam w innych notkach.

Odpowiedzi:
1. Ulubiony smak byduniu?
Czekoladaaaa.
2. Co lubisz robić w wolnym czasie?
Książka lub muzyka.
3. Jak mówią na ciebie znajomi?
No cóż nazywają mnie po nazwisku, ale nie podam go....;)
4. Ile masz lat?
16
5. Co w sobie lubisz?
hmmm... ciężkie pytanie, ale chyba oczy. xd
6. Ulbiony przedmiot w szkole?
Zajęcia artystyczne, inaczej sztuka.
7. Co cenisz w ludziach?
Punktulaność, prawdomówność i nie lubię szyderstwa.
8. Ulubiona piosenka?
The Script-No Words, Red&Spinache-Podpalamy Noc, Huczhucz-Gdyby nie to i 36,6
9. Co masz dziś ubrane?
No więc żółto-pastelowe jeansy do kostki i różową bluzkę w białe gwiazdki.
10. Należysz do jakiś fandomów?
Nie, ale nie przeszkadza mi to.
11.Ulubiony film?
"Trzy metry nad niebem", "Szybcy i wściekli"<wszystkie części>, "Projekt X", "Iron Man" <wszystkie części>, "Tron-dziedzictwo"

Epilog dodam w poniedziałek jeżeli będą min. 4 komentarze pod rozdziałem 54.
Pozdrawiam,
Natalie Malik.<3

+a to tak dla was ode mnie
<33


czwartek, 1 sierpnia 2013

Fifty Four.

#Perspektywa Cher#
Nie zmienię mojej decyzji, nigdy. On nie zasługuje na taką osobę jaką jestem. Nie dam mu nadziei, aby potem odejść i zostawić go na zawsze. Nie umiem. Nie potarfię, nie chcę.
Popatrzyłam na dokument ugodowy i zamaszyście pozostawiłam na nim swój podpis. Lou i Alice zostaną razem, a ja.? A ja będę sama. Zayn będzie płacił alimenty na mnie i dziecko, tak aby niczego nam nie zabrakło no i oczywiście będziemy w kontakcie ze względu na małą.
Wszyscy wyszlismy na hol i popatrzyliśmy na siebie.
-A więc to koniec.-Niall popatrzył na każdego po kolei.
-Gdzie zamieszkasz?-Liam popatrzył na mnie.
-Wracam do Holmes Chapel.
-Do Ann?
-Mhm.
-Będę tęsknić.-Niall napadł mnie mocnym uścieskiem. Zaśmiałam się.
-Spokojnie, będziemy się widywać.
-No ja myślę. Chodź tu.-Liam wtrącił i rozłożył ramiona.
Wtuliłam się w jego umięśniony tors. Stanęłam na palcach i sięgnęłam jego ucha.
-Pamiętaj, że zawsze będę przy tobie duchem.-uśmiechnęłam się, a on odwzajemnił to mocniejszym uściskiem.
Stanęłam przed nimi i podeszłam do Hazzy.
-Braciszku....
-Cher, zostań w Londynie.
-Nie, już postanowiłam.
-Zostaniemy chyba w kontakcie, co?
-Jasne, że tak.-kiwaliśmy się oboje w jednym rytmie.
-Ale do zakończenia ciąży zostanę w Londynie.
-A my wracamy na trasę.-Louis stanął przede mną.
-A ty głupku opiekuj się moją siostrą bo ci wpieprzę.-wszyscy zachichotali.-Chodź tu mój zięciu.
Przytulił mnie.
Ojej, to już koniec?
Poczułam łzy lecące jak szalone po mojej twarzy.
-Siostraaa, spokojnie.
-Alice.-przytuliłam ją tak mocno, ale po chwili przypomniałam sobie o naszych maluchach.
-Pamiętaj, że możesz dzownić do mnie o każdej porze. Jestem twoją siostrą i zawsze ci pomoge. Zawsze, rozumiesz?-otarłam łzy i popatrzyłam na nią.
-Mam jedną prośbę.
-No..?
-Pojedziesz ze mną do rodziców?
-yyy, tak.  Jasne, że tak.
-Dziękuję.-przytuliłam ją ponownie.
Alice stanęła obok Louisa, a przede mną stanął Zayn. Zauważyłam ten jego błysk w oku. Podszedł do mnie i delikatnie przytulił tak ajkbym miała się rozlecieć na tysiące kawałków, tak jakbym była całym światem, który trzyma w rękach.
-Cher ja zawsze będę cię kochał. Rozumiem twoją decyzję i nie mam do ciebie żalu. Myślę, że powinniśmy spędzić trochę czasu osobno, kto wie, może kiedyś znów będziemy razem.
-Zayn... Ja cię kocham, ale zbyt wiele razy się sparzyłam w naszym związku. Ja nie jestem gotowa na tak poważny krok.
-Wiem.-przytulił mnie ponownie.
Popatrzyłam w jego oczy.
-To będzie dziewczynka-popatrzyłam na niego. Zbyt długo to ukrywałam.-i chłopiec.
-Cccco?
-To są bliźniaki Zayn. Dziewczynka i chłopiec.-uśmiechnęłam się, a on podniósł mnie i okręcił wokół swojej osi. Wszyscy przytulili nas i wyszedł wielki Horan Hug.

-Jedźcie bezpiecznie.
-Jasne. Wrócimy jutro.-pokiwałyśmy im i ruszyłyśmy.
-Bardzo się ucieszyli, że chcesz ich poznać.
-Alice, możemy nie rozmwiać? Proszę.
-Jasne.-kiwnęła głową i włączyła po cichu radio, a ja odleciałam do krainy snu.
-Cher... Cher jesteśmy.
-Mhm.-przeciągnęłam się i popatrzyłam na nią.
-Dobrze wyglądam?
-Mhm. Załóż kurtkę, bo zaczęło padać.-uśmiechnęła się do mnie i podała nakrycie. Zauważyłam, że sama też ma na sobie narzutę. Założyłam ją i poparwiłam ubranie, które miałam na sobie. Alice też poparwiła Swoje jeansy, koszulkę, sweter i zapięła płaszczyk do końca. Wysiadła z samochodu i podeszła do moich drzwi. Otworzyła je i teraz dokładnie mogłam zobaczyć jaki zestaw ma na sobie. Obróciłam się i wysiadałam z dużym brzuchem z samochodu. Alice zamknęła pojazd i ruszyłyśmy w stronę domu. Blondznka yadywonia dzwonkiem a ja dokładnie analizowałam otoczenie oraz drzwi wejściowe, aż otworzyły się i ukazała nam się brunetka, która wyglądała na góra 35 lat. Zaraz za nią stanął straszy mężczyzna o dobrej budowie. Na skroniach pojawiała mu się lekka siwizna.
-Proszę, wejdźcie.-wpuścili nas do środka.
Ściągnęłam kurtkę i buty.  Popatrzylam na nich, a oni na nas. Pewnie zabawnie to wygląda bo oby dwie jesteśmy w ciąży, tyle, że ja jestem wielkości ciężarówki.
-Siadajcie. Co chcecie do picia?-ciemnowłosa kobieta popatrzyła na nas.
-Ja poproszę wodę.
-A ja herbatę, jeżeli można.
-Jasne, zaraz przyniosę.-zniknęła w innym pomieszczeniu, zapewne w kuchni.
Mężczyzna usiadł naprzeciwko nas.
-Czy mogę ?-wskazałam na zdjęcia na kominku.
-Tak, prosze.
Wstałam i delikatnie opuszkami palców przejechałam po fotografiach, aż natrafiłam na ich zdjęcie. Tak dobrze mi znane.
-Proszę.-kobieta postawiła na stoliku napoje oraz tależyk z herbatnikami.- Cher, penwie masz dużo pyta....
-W zasadzie, to nie.-przerwałam jej.
-Ah..
-Mam tylko jedno.
-Słuchamy.
-Dlaczego nigdy mnie nie odszukaliście? Moi rodzice zginęli, a ja zostałam sama i nie miałam żadnej rodziny, na szczęście zajęła się mną przybrana ciotka.-po policzku pociekło kilka łez.
-Cher, my bardzo chcieliśmy was odszukać, ale nie wolno nam było.
-Musicie zrozumieć, że oddając was podpisaliśmy zgodę na to, że nie odszukamy was, lecz tylko wy możecie to zrobić.
-Jeżeli tylko byście chciały.
-Decyzja zawsze należała do was.
-Cher my na prwdę bardzo chcieliśmy was wychować, ale nie pozwolił nam na to wiek, wykształcenie oraz problemy rodzinne.
-Ja, ja rozumiem. Sama mam teraz trudną sytuację.
-Gratulujemy ci dziecka i bardzo się cieszymy, że ułożyłyście sobie życie i jesteście szczęśliwe.
-Macie jakieś inne dzieci?
-nie, niestety. Gdy chcieliśmy mieć dziecko ja już nie mogłam, mój organizm odmówił posłuszeństwa. Pewnie to kara, za to, że was zostawiłam.
-Nawet tak nie mów. Macie nas.-popatrzyłam na nich, a oni tylko lekko się uśmiechnęli.
-Miło, że tak mówisz, ale my...
-Nie, Cher ma rację. Ona nie ma rodziców, ponieważ zginęli, a moi się rozwodzą a kontakt mam tylko z mamą.
-Dziękujemy.-mężczyzna uśmiechnął się i popatrzył na nas.
-Obie jesteście bardzo podobne do mojej matki, czyli waszej babki. Również była bardzo uparta i dążyła do celu.

Gadaliśmy do późna, więc obie zostałyśmy na noc u naszych rodziców. Następnego dnia zeszłyśmy na dół. Zjadłyśmy śniadanie z naszą rodzicielką i zabrałyśmy się z powrotem do domu.
-Bardzo miło było cię poznać Cher.
-Dziękuję. Ciebie też mamo.-uśmiechnęłam się.
-Odezwijcie się jak tylko dojedziecie.
-Jasne. Do zobaczenia.-Alice kiwnęła jej wsiadając do samochodu.
-Papa.-pokiwałam jej i wsiadłam do auta.
Wróciłyśmy do mieszkania chłopaków. Cały apartament był pusty.
-Alice mam wiadomość.-zawołałam ją.-Zostawili nam kartkę. ' Wróciliśmy w trasę, strasznie za wami tęsknimy, wracamy za trzy tygodnie. Trzymajcie się. xoxoxox 1D '
-I znowu same.-blondynka westchnęła.
-Ja chyba pojadę odwiedzić Ann i od razu wezmę ze sobą moje rzeczy do starego mieszkania.
-Nie chcesz tutaj zostać?
-Nie.
Buty zrzuciłam ze stóp i pobiegłam do naszej sypialni. Wszystko zostało tak jak było. Stanęłam przy komodzie i złapałam nasze zdjęcie. Przylożyłam je do mojego serca.
Położyłam się na wielkim łóżku.
Nie powiem mu o moim problemie. Wolę nie rujnować mu życia, lecz zostawić w nim dwie pociechy, które zawsze mu o mnie przypomną. Zawsze. A ja będę się nimi opiekować nawet stamtąd.
-Jestem dużą dziewczynką.


_______

Skończyłam.
Jężeli będzie mniej niż 4 komentarze pod tym rozdziałem pozostawię was w niewiedzy i nie poznacie zakończenia.

Czekam na komentarze.


+ Zapraszam was na nowe opowiadanie.
Dodałam już bohaterów, a prolog pojawi się w weekend.


Kocham was moje czytelniczki.
Natalie Malik.<3

Liebster Award



Zasady:

  • Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. 
  • Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. 
  • Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. 
  • Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. 
  • Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.”.
No więc dziękuję Ellie i Lilly z bloga http://welcome-to-our-life-with-1d.blogspot.com


Odpowiedzi:
1. Jak masz na imię?
 To nie jest żadna tajemnica, Natalia.
2. Jakie masz hobby?
 Śpiewanie, tańczenie, pisanie, czytanie, rysowanie.
3. Ulubiona piosenka?
 The Script-No Words, Red&Spinache-Podpalamy Noc, Huczhucz-Gdyby nie to i 36,6
4. Ulubiony wykonawca?
 Jejku dużo tego bo jestem bardzo wszechstronna w muzyce, ale chyba Pezet.
5. Ulubiony kolor?
 Nie mam. Choć nie umiem oprzeć się czerni.
6. Jakie masz zwierzęta?
 Mam kotkę.
7. Ile masz lat?
 16
8. Twoje największe marzenie?
 Otworzyć w Londynie klub razem z przyjaciółką.
9. Masz rodzeństwo?
 Yeeeep.
10. trampki vs szpilki
Kocham trampki, ale uwielbiam obcasy. <3
11. książki vs szpilki
Książki ofkors.xd



Nagnę zasady i nie będę nominowała innych, ponieważ w poprzedniej notce nominaję ode mnie dostały blogi, które czytam i będę czytać, oraz takie, które na to zasługują, a nominowanie ich dwa razy jest według mnie głupie.

___________________________

Ostatni rozdział dodam jeszcze dziś, albo jutro.

Natalie Malik.<3

wtorek, 30 lipca 2013

The Vesalite Blogger

Zostałam nominowana do nagrody The Versalite Blogger przez: http://niektore-sny-sie-spelniaja.blogspot.com/

Dziękuję bardzo za wyróżnienie.

Zasady:
1. Podziękuj nominującemu na jego blogu.
2. Pokaż nagrodę The Versalite Blogger na swoim blogu.
3. Napisz 7 faktów o sobie.
4. Nominuj 15 blogów, które twoim zdaniem na to zasługują.
5. Poinformuj ich o tym 


Nominowani przeze mnie:
1.http://1d-what-makes-you-beautiful.blogspot.com/
2.http://life-is-not-that-easy.blogspot.com/
3.http://musiszpodjacryzyko.blogspot.com/
4.http://mystoryaboutonedirection-milly.blogspot.com/
5.http://ilovecarrotsandboys.blogspot.com/

Wiem, że nie jest dużo blogów, ale wybrała tylko te najlepsze, które czytam.

A teraz fakty o mnie:
1. Jestem nerwowa, szybko można wytrącić mnie z równowagi.
2. Nie jestem Directionerką ani Beliberką, po prostu nieraz lubię posłuchać ich piosenek.
3. Jaram się tatuażami chłopaków.
4. Właśnie skończyłam gimnazjum i idę do liceum.
5. Wyprowadzam się do internatu.
6. Mam młodszego brata, który cały czas śpiewa piosenki 1D.
7.Jestem fanką ROOM 94.

To tyle.
Dziękuję jeszcze raz i zapraszam do komentowania rozdziału 53.;)

Natalie Malik.<3

poniedziałek, 29 lipca 2013

Fifty Three

#Perspektywa Alice#
-Myślisz, że wszystko będzie dobrze?-popatrzyłam na bruneta zamykając drzwi od tarasu.
-Będzie, bo jesteśmy razem. Skoro będę miał do wyboru rodzinę, a zespół wybiorę rodzinę. Nie zamierzam odejść od ciebie tak jak mój ojciec.
-Nigdy mi o nim nie wspominałeś.
-Wiem. Widzisz on zostawił moją matkę, gdy znalazł sobie młodszą. Mną sie już nie interesuje, tylko dziewczynkami. Przynajmniej one mają jakiegoś ojca.
-Lou! Alice! Taksówka już jest!!!-usłyszeliśmy jak Hazza drze pape i momentalnie lekko zachichotaliśmy. Przyłożył swoją dłoń do mojej twarzy i delikatnie pogładził skórę kciukiem.
-Ten uśmiech ma zostać już na zawsze.
-Dobrze.-uśmiechnęłam się, a on delikatnie musnął moje wargi swoimi. Zeszliśmy na parter, gdzie zosatł tylko mój bagaż podręczny. Wzięłam go na rękę i wyszlismy z domu. Na podjeździe stały dwie taksówki. W jednej usiedli już Niall, Cher, Liam i Harry, a w drugiej Zayn. Zajęliśmy miejsca w drugiej taksówce.
Przytuliłam się do Louisa i zaczęłam bawić się moją obrączką. Cały czas przyglądałam się mojej dłoni, jakbym zrobiła coś nienormalnego, zaskakującego. A to tylko mała błyskotka na serdecznym palcu. Nawet nie wiem kiedy, ale ocknęłam się z przemyśleń, gdy zahamowaliśmy. Popatrzyłam w prawo i zauważyłam lotnisko LAX. Zaparkowaliśmy na wybranym miejscu. Stanęłam przed samochodem, a z bagażnika walizki wykładał ochroniarz chłopców. Boże, chłopców? Mogę jeszcze tak o nich myśleć? Niecałą godzinę temu jeden z tych 'chłopców' stał się moim mężem. Jakie to dziwne uczucie... Czuję się tak staro, a mam zaledwie 19 lat.
Odebrałam moją walizkę i szybko uciekłam przed tłumem fanów i paparazzi do środka. Jednak, gdy byłam w połowie drogi przede mną wyrósł tłum. Przed moimi oczami zaczęły pojawiać się błyski fleszy. Zakryłam oczy dłonią i ruszyłam na przód. Jakieś dziesięć minut zajęło mi przejście czterech metrów. Gdy byłam już za drzwiami lotniska odetchnęłam z ulgą. Po chwili dołączyli do mnie chłopacy z Cher. Musieliśmy odbyć kontrolę bagaży. Zajęła ona trochę czasu, ale w końcu mogliśmy wejść do samolotu. Zajęłam miejsce i wyczekiwałam, aż obok mnie usiądzie mój mąż. Lecz moja przyjacióła usiadła obok mnie.
-Powiedz, że mogę siedzieć obok ciebie proszę....
-Cher. Wiesz, że tak.-uśmiechnęłam się.
-Potrzebuję teraz przyjaciółki.-wtuliła się w moje ramie.

Wróciliśmy wszyscy do apartamentu w kamienicy, któe zajął zespół po pożarze. Wszyscy oznacza to, że wrócił Lou, Hazza, Liam, Zayn, Niall i ja. Cher oznajmiła, że wraca do naszego mieszkania. Szczerze, to nie wiem co się stało, bo nic mi nie powiedziała, a z Zaynem w ogóle nie rozmawia. Nie dotykają się, a raczej unikają.
Ja najpierw weszłam po prysznic i założyłam nowe ubrania. Spotkanie mamy za jakieś dwie godziny i trzeba się wyszykować. Gdy mój makijaż i reszta rzeczy były już gotowe z laptopem usiadłam na kanapie w salonie. Zaczęłam przeglądać fora plotkarskie. Na Twiterze miałam pełno wiadomości i statusów z zapytaniami: "Czy jestem mężatką?", "Czy poślubiłam Louisa?", "Co urodzę?", "Jak dam dziecku na imię?", "Czy jestem w ciąży?", itp. Od razu wyłączyłam więc urządzenie i poszłam do kuchni. W lodówce, która zaopatrzyli ludzie chłopaków znalazłam lody. Wzięłam całe pudełko, łyżeczkę i wróciłam na kanapę. Włączyłam telewizor i w końcu zostawiłam włączony na kanale  'Animal Planet'.
-Dokształcasz się?-Hazza usiadł obok mnie.
-Nie. Po prostu się nudzę, a w internecie same plotki o nas, więc wolę te tygryski.-uśmiechnęłam się.
-Daj troszę.-popatrzył na lody.
-Idź sobie po łyżkę.
-Nie bądź żyd i nakarm mnie.-zrobił minę zbitego pieska i wbił we mnie swoje zielone oczy.
-No dobra.- nabrałam górę lodów i włożyłam mu do dziuba.
-Dzię-ku-ję.-powiedział nabierając powietrza.-Kurwa jakie to zimneee...-uciekł do kuchni i usłyszałam jak wypluwa lody.
-Boisz się spotkania?
-Nie Niall jest mi spoko i jest mi obojętne, że mój chłopak chce odejść z zespołu przeze mnie.
-Teraz chyba już mąż.
-Ochhhhh. Skończ.-zatkałam palcami uczy i popatrzyłam na niego, a on wziął moje lody i zaczął je jeść.
-Gotowi?-Lou krzyknął i momentalnie wszyscy zebrali się w salonie.
-Zrobię wam fotkę, bo wyglądacie bosko.-zaśmiałam się.
-Na dowrze.-Nialler wybiegł z mieszkania i już go nie było.
Reszta podążyła za nim. Na dole chłopacy ustawili się.
-No rób to zdjęcie.-Harry jak zwykle niecierpliwy.
-Mam.-popatrzyłam na nich.-Możemy iść.
Odetchneli z ulgą, założyli na nos okulary przeciwsłoneczne, mimo, że nie było słońca.
Lou złapał mnie za rękę i przyciagnął obok siebie. Pogoda była pochmurna, więc zaciągnęłam kaptur na głowę.
Pod wieżowcem wytwórni zobaczyliśmy Cher, która czekała za nami.
-Hej.-powitaliśmy ją.
-Siemka. Wchodzimy?-popatrzyła na nas.
-Kiedyś trzeba.-mruknął Lou i wszyscy weszliśmy. Windą zajechaliśmy na jedenaste piętro i tam czekał na nas Paul.
-Witam, chodźcie za mną.-odwrócił się na pięcie i powędrował, a my za nim.
Otworzył wielkie drzwi do sali konferencyjnej. Stanęłam przed wejściem i zobaczyłam osiem osób, które miały zadecydować o naszej przyszłości. Położyłam dłoń na brzuchu.
'Będzie dobrze. Chyba.'-pomyślałam.


____________
Wiem, że krótki, ale jakoś nie mogę się doczekać NN.
Rozdział 54 będzie ostatnim, a po nim napiszę jeszcze epilog.
Zapraszam do czytania, komentowania.
+Podpowiedzcie mi w ankiecie jaki blog chcecie czytać.

Będą 3 kom.=dodam szybko 54.

Natalie Malik.<3

środa, 17 lipca 2013

Fifty Two

#Perspektywa Cher#
-Jak mi poszło?-popatrzyłam na chłopaków i przyjaciółkę. Chcąc nie chcąc musimy dzisiaj zagrać koncert, a potem wrócić do Londynu.
-Dobrze.
-ONE DIRECTION!-słyszymy krzyk, pracownicy podają im mikrofony. Na scenę wchodzi już Hazza, Niall, Liam, Louis, a Zayn cmoknął mnie w usta i podążył za nimi. Wzięłam blondynkę pod ramię i zeszłyśmy pod scenę na foetele. Usiadłyśmy z paczką czipsów i oglądałyśmy próbę. Nie była to zwykła próba, bo byliśmy na niej wszyscy oraz chłopacy nie zachowywali się tak jak na innych próbnych koncertach, lecz robili co im kazano, bez wygłupów, pogaduszek. Ten koncert będzie najogrszy występ jaki moglibyśmy dać.
-Nie wiem jak mam przekonać Louisa, aby nie odchodził z zespołu.
-Zayn też oszalał. Powiedział, że nie musi tego robić.
-Louis też się uparł. Powiedział nawet, że żałuje tej sławy.
-Sława jest ceną, za spełnianie marzeń.
-Wiesz... Ostatnio wpadło mi do głowy, żeby po prostu odejść od niego.
-I tak będziesz z nim związana. Już na zawsze.
-Niby tak, ale wiesz. Pierwsza miłość nigdy nie trwa wiecznie.-spojrzała na mnie.
Ona ma trochę racji. Cały czas ranię się z Zaynem, lub mamy przeszkody na naszej drodze. Nie mogę żyć normalnie, ponieważ na to nie zasłużyłam.
-Cher, chodź na przymiarkę.-młoda stylistka zabrała mnie od blondynki, ale zauważyłam, że w jej kierunku szła Taylor.

Po długim koncercie wszyscy wróciliśmy do domu. Każdy zamknął się w pokoju. Ja zaczęłam pakować własną walizkę, a mulat tylko położył się i spoglądał w sufit.
-Co jest skarbie?
-Wiesz, tak sobie myślę, że to życie jest strasznie ciężkie.
-Bo miłość jest trudna.-uśmiechnęłam się do niego.
-Może.
-Nie może, tylko na pewno.
-Do czego zmierzasz?-podparł się na łokciach i spojrzał na mnie. Wzięłam kolejny stos koszulek i włożyłam go do walizki.
-Może nie powinniśmy być razem na zawsze. Wiesz, pierwsza miłość nie zawsze jest tą ostatnią.
Zayn nic nie odpowiedział, a ja dalej pakowałam swoje rzeczy. Gdy zapięłam walizkę, od usiadł na niej.
-Cher...-jego dłoń dotknęła mojego policzka. Przymrużyłam oczy i wtuliłam się w ciepło jego ciała. -Tego właśnie chcesz? Chcesz, aby cię zostawił?
-Ja, ja sama nie wiem co chcę.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam jego czekoladowe tęczowki tuż przede mną.
-Jeżeli tego zapragniesz, usunę się z twojego życia, ale nigdy nie zniknę z życia naszego dziecka.
Delikatnie wpił się w moje usta. Osiadłam na nim okrakiem i opuszkami palców zjechałam delikatnie po jego grzbiecie. Poczułam jak jego skórka 'gęsieje'. Odwzajemniłam jego pieszczotę. Rozchyliłam moje usta, a on od razu wtargnąl do środka językiem.
Rozpiął moje spodenki i ściągnął ze mnie bluzkę. Momentalnie wstaliśy i nasze ubrania stały się dekoracją pokoju. Włączyłam wieżę z muzyką oraz przekluczyłam drzwi pokoju. Szybko wróciłam do niego. Delikatnie położył mnie na łożyku, zdjął swoje bokserki, a ja zrzuciłam z siebie bieliznę. Swoim ciałem delikatnie ocierał moją skórę, przez którą za każdym dotykiem przechodziła armia mrówek. Rozszerzyłam nogi pragnąc go jeszcze bardziej, a on delikatnie wszedł we mnie całując mnie namiętnie. Poruszał się powoli, ale po chwili przyspeszył. Gdy oboje doszliśmy opadł obok mnie i pocałował w ramię. Mój wzrok caly czas skupiał się na suficie. Jego palce delikatnie wędrowały po moim ramieni, obojczyku, szyi i znów tą samą drogą. Czułam jak dokładnie obserwuje moją twarz.
-Chcesz tego?-zapytał po jakimś czasie. Owinęłam moje ciało kołdrą i poczułam jak zmęczenie wchodzi na powieki.
-Żegnaj Zayn.-powiedziałam i znużył mnie sen.

Obudziły mnie promienie słońca, które poraziły moje oczy. Przebudziłam się i zobaczyłam, jak Zayn śpi po drugiej stronie łożka. Wstałam delikatnie, aby go nie obudzić. Na telefonie zauważyłam, że jest siódma rano. Ubrałam się w spodnie dresowe i bokserkę. Włosy spięłam w kucyka. W łazience odbyłam poranną toaletę. Gdy wróciłam do sypialni Zayn pakował swoją walizkę. Bez słowa zebrałam wszystkie rzeczy do bagażu podręcznego. Z palca ściągnęłam pierścionek zaręczynowy oraz drugi, który dostałam od niego. Położyłam je na jego bagażu.
-Nie.-wstał i popatrzył na mnie.-Weź je. Noś na tym samym palcu. Będę spał spokojnie wiedząc, że wiesz jak bardzo cię kocham i nigdy nie przestanę.-pocałowął mnie w policzek.
Kiwnęłam głową i ponownie założyłam pierścionki na palec.
Złapałam walizkę i zeszłam z moimi rzeczami na dół. W kuchni zauważyłam Alice i Louisa. Patrzyli na siebie z taką miłością i pożądaniem. Poczułam zazdrość, ale nie. To moja siostra. Zasługuje na wszystko co najlepsze.
Weszłam do pomieszczenia.
-Dzień dobry.-przywitałam się z nimi.
-Hej.-odpowiedzieli mi. Zauważyłam, że Alice ma na sobie to.
Z lodówki wyciągnęłam ser i wędliny. Z chlebaka wzięłam trzy kromki chleba. Położyłam na nich szynkę i ser. Ułożyłam na talerzyku i włożyłam do mikrofali. Usłyszałam, że woda się zagotowała, więc zrobiłam sobie gorącą herbatę. Usiadłam w jadalni z moim posiłkiem. Gdy zjadłam go schowałam naczynia do zmywarki. Naszych gołąbeczków już nie było.  Zauważyłam jak wyjeżdżają z posesji samochodem.
No tak. Przecież samolot mamy dopiero o 14 mają jeszcze chwilę, żeby nacieszyć się Los Angeles. Otworzyłam walizkę i wyciągnęłam ubrania na lot. Weszłam do ubikacji na dole i zaczęłam się przebierać. Makijaż ograniczyłam do delikatnego podkładu i tuszu do rzęs. Założyłam na siebie ubrania perfumując każdą część garderoby. Wyszłam z pomieszczenia, wcześniejsze ubrania i kosmetyki schowałam do bagażu. Usiadłam z salonie i włączyłam telewizor. Zauważyłam, że jest już 10. Oprócz mnie na dole jeszcze nikogo nie ma, a Lou z  Alice jeszcze nie wrócili. Wyjęłam telefon i włączyłam wiadomość.
'Wracacie? Ch.'
Po chwili Alice już odpisała.
'Tak, zaraz będziemy. :) Al.'
Zaczęłam się zastanawiać, co ma oznaczać ten uśmiech w wiadomości. Zazwyczaj nigdy tak nie pisze. Zazwyczaj, lecz teraz wszystko się zmienia.
-Co tam?-nagle koło mnie usiadł blondyn, Hazza rozłożył się na fotelu, a Liam doszedł do nas z jogurtem.
-Nic.
-Nic?-popatrzył na mnie.
-Głośno słuchasz muzyki.-zaśmiał się z lokowatym.
-Co cię to obchodzi.-Zayn popatrzył na nas. Dziwnie się poczułam słysząc u niego ten niski i straszny głos. -Poczekaj na rozmowę ze studiem.-lekko się uśmiechnął, choć chłopacy również zdziwili się jego głosu.
-Gdzie jesteście!?-Lou wbiegł z Alice do domu. Trzymali się za rękę i byli cali uradowani.-O, tu jesteście. Super.
-Co wam?-Liam popatrzył na nich ze zdziwieniem.
-Właśnie wracamy z urzędu.-brunet popatrzył na nią i zaśmiał się.
-Po co?-Nialler wtrącił.
-Nie, powiedzcie, że tylko to sobie wymyśliłam.-wstałam i podeszłam do nich.- Nie zrobiliście tego, prawda?-popatrzyłam na blondynkę.-Alice...
-Nie mogę tego powiedzieć Cher.-uśmiechnęła się.
-Jesteś szczęśliwa?-popatrzyłam na nią, ona tylko kiwnęła głową. Przytuliłam ją, a następnie bruneta.
-Skorto wy, to ja też.-uśmiechnełam się i usiadłam z powrotem na kanapie.
-Pbraliśmy się.-brunet podniósł rękę Alice i ukazał wszystkim srebrną obrączkę na jej serdecznym palcu.



________
Starałam się, aby rozdział być dosyć długi, choć nie wiem jak mi to wyszło.
Powoli kończę to opowiadanie.

Komentujcie, bo dla mnie jest to ważne, aby wiedzieć,
czy podobają wam się ostatnie rozdziały i czego oczekujecie.

+Zawarłam w tym rozdziale specjalną scenę dla Ady. ;D

Do NN.
Natalie Malik.

czwartek, 11 lipca 2013

Fifty One

#Perspektywa Alice#
-Louis!- popatrzyłam na niego.
-No co?
-Widzę, że to nie ma sensu.- wstanął z kanapy i popatrzył na nas z góry.- Koncert, który miał być w sobotę jest przeniesiony na jutro. Od 16 jesteście na próbie. W niedzielę wszyscy, ale to wszyscy, cała wasza siódemka wsiada do samolotu i jedzie do Londynu.  W poniedziałek o 15 jest spotkanie z producentami i Simonem.- popatrzył na mnie.- Lepiej porozmawiaj z nim, żeby zmienił zdanie do poniedziałku, no będzie was to drogo kosztowało.- Paul wyszedł z domu.
-Louis! Pojebało cię.!-wydarłam się na chłopaka.
-O co ci chodzi?- Cher i Zayn weszli do środka z ogrodu.
-O co mi chodzi? Zrozum, że nie odpowiadasz już tylko za samego siebie, lecz za nas, dziecko i za cały zespół. Wkurwiłeś go i lepiej, żeby nie był taki na spotkaniu.
-A co on mi może zrobić.- wykrzyknął w moją stronę.
-Louis, uspokój się. Ona ma rację. On może nas wkopać i nie dostaniemy żadnych pieniędzy, a mało tego będziemy musieli jeszcze im zapłacić. – Liam podszedł do niego.
Brunet zlał go, oparł się o ścianę i powoli zjechał na dół, aż usiadł na podłodze z kolanami podniesionymi do brody. Schował głowę i usłyszałam delikatne chrypnięcie.
-Może…-pokazałam do nich.
Wszyscy zrozumieli i poszli na górę. Usiadłam obok mojego chłopaka. Przejechałam dłonią po jego włosach, a on obrócił się i położył głowę na moim ramieniu.
-Czasem chciałbym wrócić do tego co było kiedyś.
-A ja nie. Niby po co?
-Kiedyś nie byłem sławny, nie musiałem udawać kogoś innego.
-Kiedyś nie znałeś mnie.-uśmiechnęłam się.
-No fakt.
-Ja bym niczego nie cofnęła. Wszystko powoli się układa i człowiek nie ma najmniejszego wpływu na ten rozwój akcji.
-Ale ja jedno bym zostawił.
-Co?
-To, że poznałem ciebie, Cher i chłopaków.
-Pamiętaj, że każdy z nas będzie przy tobie, bo jesteśmy rodziną, a rodzina zawsze trzyma się razem.- delikatnie musnęłam jego wargi.
-Chodźmy na górę.- uśmiechnęłam się do niego.
Wstaliśmy z podłogi i zaczęliśmy iść po schodach. Brunet cały czas trzymał mnie za rękę, jakbym miała mu uciec.
-Myyy, to ten….-Nialler się zaciął.
-My jedziemy na zakupy.-wtrąciła jemu moja siostra.
-I do kina.- Liam dodał.
-Faktycznie, no, jest ten fajny film.- Zayn uśmiechnął się.
-Wataha, idziemy!- Hazza krzyknął i reszta zaczęła iść na dół.- Tylko cicho, bo ściany mają uszy.- zaśmiał się, a ja sprzedałam mu kopa w tyłek.- Dobra, dobra.- uciekł na dół i po chwili usłyszeliśmy trzask drzwi, a w całej posesji zrobiło się cicho.
-To co robimy?- Louis popatrzył na mnie z ukosa.
-Nie wiem.- przygryzłam dolną wargę, bo wiedziałam, że będzie wiedział o co chodzi.
-Lubię to.-zaśmiał się.
Podniósł mnie na wysokość swoich bioder, a moja nogi oplotły jego ciało. Nasze pocałunki z delikatnych i ostrożnych stawały się dzikie, pełne namiętności. Wpadliśmy do jego sypialni, bo była najbliżej. Oparliśmy nasze ciała o ścianę. W szale zaczęliśmy się rozbierać, co na pozór nie było takie łatwe. Niecałe pięć minut później byliśmy już w samej bieliźnie. Louis położył mnie delikatnie na łóżku. Jego pocałunki wędrowały po moim ciele w górę i w dół pomagając sobie dłońmi. Odpiął mi stanik, a ja rzuciłam go w kąt pokoju. Jego ręce momentalnie zatrzymały się na moich piersiach dając mi wielką euforię. Czułam jak moje ciało domaga się czegoś więcej. Nasze twarze znów były przy sobie. Złączyliśmy nasze usta w pocałunku. Obróciliśmy się i teraz ja przejęłam inicjatywę. Schodziłam pocałunkami po jego ciele, aż natrafiłam na sutki. Lekko wykręciłam je i przygryzłam je po kolei. Usłyszałam jego westchnięcia. Moje usta podążyły na obojczyki. Zauważyłam jego tatuaże. Przy obojczyku zaczęłam ssać jego skórę. Kilka minut wystarczyło, aby pozostawić na niej różowawe znamię. Nasze usta ponownie się złączyły i zrobiliśmy obrót. Rozszerzyłam wargi, aby jego język mógł połączyć się z moim. Louis ściągnął moje majtki, a potem swoje. Zaczął czegoś szukać prawą ręką przy szafce nocnej.
-Nie.-popatrzyłam w jego oczy.- Chce cię poczuć.-przygryzłam wargę ponownie. Zgięłam kolana i rozszerzyłam je.
-Pragnę cię bardziej niż kiedykolwiek. –wyszeptał mi do ucha powoli wchodząc we mnie.
Wydałam z siebie małe stęknięcie, a on uśmiechnął się i pocałował mnie. Zaczął się poruszać szybko, lecz po chwili zwolnił. Dłońmi pieścił moje piersi. Wydawałam z siebie ciche jęki, a on lekko uśmiechał się widząc to. Moje dłonie powędrowały na jego plecy.
-Louis…
-Hmm?
-Szyyb-ciej.
Zachichotał pod nosem i spełnił moją prośbę. Moje odgłosy mimo chęci stawały się coraz głośniejsze. Louis również pojękiwał, lecz starał się to ukryć. Wbiłam moje ręce w pościel, a dłońmi ścisnęłam poszewkę, którą udało mi się złapać. Louis uśmiechnął się widząc to.
-Ko-cham-Cięęę!- wykrzyczał dochodząc, a ja stęknęłam przy tym. Gdy opadł już na moje ciało poczułam bicie, a raczej walenie jego serca.
-To bije tylko dla ciebie.-uśmiechnął się. Podniosłam delikatnie głowę i pocałowałam go.
-To najlepsze co mogłam od ciebie dostać.

_____________
Wiem, że krótki, ale nie wiedziałam dokładnie co w nim ująć, ale chyba mi się udało.

Tak jak już wcześniej pisałam, to końcówka tej historii, więc proszę osoby, które czytały to opowiadanie, ale nie zawsze komentowały, aby zostawiły po sobie komentarze pod tymi ostatnimi rozdziałam.
Od ich liczby zależy też kiedy będę wstawiała nowe notki.
+Do NN.;*

Natalie Malik.<3

piątek, 5 lipca 2013

Fifty

Mam dobry humor, bo dostałam się do szkoły, więc dodaję ten rozdział, ale z kolejnym nie będzie już tak łatwo. Czekam na min.4 komentarze.

OBOWIĄZKOWO PROSZĘ PRZECZYTAĆ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM!

#Perspektywa Alice#
-Alice, czy to na pewno jego dziecko?- popatrzył na mnie tymi swoimi zielonymi paczadłami. Delikatnie pokiwałam głową, gdyż cała szyja jak i reszta ciała była obolała.
-Słyszałem, że biłaś się o mnie.-zaśmiał się delikatnie podnosząc górną wargę i pokazując rząd białych zębów.
-I jeszcze oberwałam.
-Przecież wiesz, że nie mógłbym cię zdradzić. Nawet gdybym był zalany w trzy dupy, to nigdy bym o tobie nie zapomniał.
-Wiem, po prostu… Po prostu poniosło mnie. Przepraszam.
-Nic nie szkodzi. Lekarze zrobili badania i na szczęście dziecku nic nie jest.
-Zostawisz mnie.-popatrzyłam na ścianę przede mną.
-Co?
-Zostawisz mnie. To nie twoje dziecko. Nikt nie chce samotnych matek.
-Ale ty nie będziesz samotna. Ja chcę być z tobą i zaadoptuję to dziecko jeżeli mi na to pozwolisz.- popatrzyłam na niego zaskoczona.- Nie patrz tak. Cały czas myślę o tym i chcę być z tobą już na zawsze, więc możemy zacząć zakładać już rodzinę.- uśmiechnął się delikatnie.
Pocałowałam jego dłoń, gdyż nie mogłam podnieść reszty ciała. On pochylił się nade mną i nasze wargi zetknęły się. Ułożył się obok mnie i objął wokół talii. Pocałował moje czoło.
-Dobranoc kochanie.

-Dzień dobry.- oboje drgnęliśmy i popatrzyliśmy na lekarza.
-Dzień dobry.
-Ponownie panią witamy.
-Niestety musimy wypełnić kartotekę pacjenta do końca i chciałbym poprosić o chwilę rozmowy.
-Mhm.- podniosłam się tak aby widzieć lepiej.
Louis stanął obok Cher z tyłu pod ścianą, a doktor przysiadł na krześle obok mnie.
-Więc, kiedy miała pani wizytę u ginekologa?
-Trzy miesiące temu…-odpowiedziałam zaciągając.
-Czy wie pani kto jest ojcem dziecka?- lekarz popatrzył na mnie.
Mój wzrok spotkał się z wzrokiem Louisa i Cher.
-Tak.
-Kto to?
-Louis Tomlinson.
Brunet uśmiechnął się, a przyjaciółka zacięła się nie wiedząc o co chodzi.
-Na 100%?
-Tak.-kiwnęłam głową.
-Dobrze, a kiedy pani piła ostatnio alkohol?
-Wczoraj wieczorem.
-W dużych ilościach?
-Tak.
-No cóż. W naszym kraju alkohol można pić od 21 roku życia.
-Naprawdę?- pokiwał głową.- Grozi mi coś?
-Nie. Ma pani szczęście, że tylko ja to wyczułem. Inaczej miałaby pani rozmowę z policją.
-Dziękuję panu bardzo.
-Nie ma za co. Wiem jak to było w wieku dziewiętnastu lat.- uśmiechnął się. Popatrzył na moich przyjaciół.
-Pan jest ojcem dziecka?
-yyyyy, Tak, to ja.- po chwili dopiero odzyskał język w gębie.
-Gratuluję i proszę, aby zajął się pan partnerką. Dzisiaj o 13 możesz już wyjść.-spojrzał na mnie.
-Dziękuję.
-Wypis proszę odebrać u mnie w gabinecie.
-Dobrze. A rozmowa z psychologiem?
-Biorę to na siebie.
-Dziękuję.-odpowiedziała mu Cher, bo ja z Louisem już cieszyliśmy się powrotem do domu.- Gołąbeczki nie chcę wam przeszkadzać i nie rozumiem o co chodziło z tym ojcem dziecka. Wytłumaczycie mi to?
-No więc Brad nie musi o niczym wiedzieć.- powiedziałam.
-A ja i tak chciałbym zaadoptować to dziecko.
-Dobra, nie wtrącam się w to, choć i tak Brad powinien o tym wiedzieć.- popatrzyła na nas.- I druga sprawa, to taka, że Paul przełożył spotkanie na dzisiaj.
-Musimy sobie z tym poradzić.
-Wszystko będzie dobrze.- Lou popatrzył na nas obie.
-Cher, przywieź mi jakieś ubrania, na spotkanie. Proszę.- popatrzyłam na moją siostrzyczkę.
-Dobra, tutaj masz telefon.- podała mi urządzenie.- Nie dzwoniłam do twojej mamy.-dodała.
-Dzięki.
-Dobra, ja jadę się ogarnąć i przebrać. Lou, jedziesz ze mną?
-Mhm. Do zobaczenia kotek.-pocałował mnie w Polik i wyszli razem z Cher.

Włączyłam mojego i’Phona i pod dłuższym namyśle wybrałam numer Brada. Raz, dwa, trzy, cztery, pięć…
-Halo?
-Hej.
-Alice!
-Tak to ja.
-Jak tam w LA?
-Ciekawie.
-Czyli?
-Opowiem ci jak wrócę.
-Coś z Louisem?
-Może…-zaśmiałam się.
-U nas też nie jest nudno. Taylora złapali z narkotykami i będzie miał sprawę.
-Brad, ja…. Ja odchodzę.
-Czemu? Nie chcesz już tak zarabiać? Za mało kasy?
-Nie, pieniędzy dosyć, ale wróciłam do Louisa i nie mogę mu powiedzieć o tym. Proszę, nie powiesz nic jemu ani Cher? Nikomu, proszę.
-Jasne. Jesteś moją przyjaciółką.
-Dziękuję.
-Czyli powiadasz, że znów jesteś panią Tomlinson? Chyba nadal będziesz się ze mną przyjaźnić, co? Może nie jestem sławny i bogaty, ale jestem zabawny.
-Przestań. Nie zmienię się. A po drugie to on jest sławny, nie ja.
-Zdziwisz się jak bardzo staniesz się rozpoznawalna.
-Obiecaj mi, że jak przyjadę to pojedziemy na lody do Augusta.
-Okey. A co stęskniłaś się za lodami z Londynu?
-Trochę.
-A za pogodą?
-Nie.
-U nas pada.
-A u nas słońce.
-Głupia.! Ja już muszę kończyć.
-Pozdrów dziewczyny ode mnie.
-Jasne. Do usłyszenia.
Rozłączył się. Popatrzyłam na mój telefon. Na ekranie głównym widniało nasze zdjęcie. Z nudów zaczęłam robić sobie głupie zdjęcia i kilka wstawiłam na Instagrama. Wylogowałam się, a za chwilę przyszła do mnie pielęgniarka z obiadem. Zjadłam trochę posiłku, choć nie czułam głodu. Muszę się trzymać dla naszego dziecka.
Gdy skończyłam jeść i oglądać kreskówkę do mojego pokoju weszło całe One Direction oraz moja siostra.
-Hey…-każdy z nich po kolei podszedł i przywitał się ze mną.
-Cher myślę, że powinni się dowiedzieć.-popatrzyłam na nią, a ona zgodziła się ze mną kiwnięciem głowy.- Chłopacy odnalazłam moich biologicznych rodziców.
-Super, jacy są?
-Nie wiem dokładnie widziałam się z nimi kilka razy, ale…. Dowiedziałam się, że mieli jeszcze jedną córkę, która też została oddana do adopcji. Cher jest mój biologiczną siostrą.
-CO? Wytrzeszczyli na nas oczy.
Zapadła dziwna cisza, każdy z nich po kolei obejrzał nas. Czułam to napięcie pomiędzy nami.
-Przeszkadza to wam?
-Nie…-odpowiedzieli chórem.
-To nic nie zmienia, po prostu to…
-Szok.- Hazza dokończył wypowiedź Niallera.
-Cieszę się, że jesteście siostrami, ale za godzinę będzie już czternasta, a wtedy mamy mieć spotkanie z Paulem.-wtrącił Liam.
-Idę się przebrać.-wstałam powoli z łóżka. Cher podała mi torbę z ubraniami. W łazience ściągnęłam koszulę i założyłam na siebie bieliznę. Ciało popsikałam antyperspirantem i założyłam na siebie ciuchy (to). Włosy spięłam w wysokiego kucyka. Rzęsy podkręciłam delikatnie tuszem i wróciłam do sali.
-Gotowa.- powiedziałam i wszyscy zebraliśmy się.
Czekaliśmy na Cher z wypisem przy windach. Niecałe pięć minut później doszła do nas i zjechaliśmy na parter. Wypisano mnie i wyszłam tylnym wyjściem. Na parkingu wsiadłam do samochodu. Lou jak zawsze kierował, więc ja usiadłam z tyłu obok blondyna.
Zajechaliśmy pod dom i weszliśmy do środka. W salonie na kanapach zauważyłam menagera chłopaków.
-W końcu. Pozwoliłem sobie wejść, gdy was jeszcze nie było.-popatrzył na nas.- Siadajcie. Przecież nie gryzę. Cher i Alice zapraszam obok mnie.-poklepał miejsca po dwóch tronach sofy.
Usiadłyśmy obok niego, a chłopacy koło nas.
-O czym chciałeś porozmawiać?- Lou popatrzył na niego.
-Chciałem pogratulować wpadki Cher i Zayna.- uśmiechnął się.
-A skąd wiesz, że to była wpadka?- Zayn zaciął go.
-Jeżeli chcesz śpiewać w zespole wolę, abyśmy mówili, ze to wpadka.
-A może nie chcę już śpiewać w tym zespole? Nie przyszło ci to do głowy?
-Nie mówisz tego poważnie. Znam cię. To twoje marzenie.
-W dupie to mam. To moje dziecko i nie będę kłócił się z tobą co mi wolno, a czego nie. Dziecko jest ważniejsze.-zaczął krzyczeć.
-Pamiętaj, że podpisałeś umowę.
-Ale nie z tobą, tylko z wytwórnią.- Zayn wyszedł na ogród trzaskając drzwiami balkonowymi.
-A tobie co się stało Alice?
-Nic ważnego.
-Ona również jest w ciąży.-dodał mój chłopak. Od razu uderzyłam go w ramię.
-No proszę. Ty też chcesz odejść z zespołu?- Paul popatrzył na niego.
Lou podążył wzrokiem na mnie, a  potem znów na menagera.
-Jeżeli do tego dojdzie to tak.-powiedział z uśmiechem.

____________
No, napisałam kolejny rozdział.
Chciałaby wam powiedzieć, że kończę już to opowiadanie. Sądzę, że napiszę jeszcze około trzech rozdziałów i Epilog.
Wiem, że niektórzy są ze mną od początku lecz nie zawsze komentują, dlatego dziękuję im za to bardzo i chciałabym, aby wszystkie osoby, które to czytają komentowały chociaż te ostatnie notki. Bardzo, bardzo proszę.;* Dal was to tylko chwila, a dla mnie wiele satysfakcji.
+Do NN.;*

Natalie Malik.<3

poniedziałek, 1 lipca 2013

Fourty Nine

#Perspektywa Cher#
Zaparkowaliśmy samochód na parkingu jak najbliżej wejścia. Spojrzeliśmy na tłum fotoreporterów przed drzwiami. Pielęgniarki wprowadziły nas do środka i od razu zaprowadziły nas do jej pokoju. Szłam za nimi bez słowa, co chwilę będąc oślepioną przez lampy. Ze schodów weszliśmy na korytarz tak długi, że mieściło się na piętrze około siedemdziesięciu pokoi.
-Tutaj.-wskazała na drzwi.
Popatrzyłam na plakietkę obok.
Wyczytałam z niej: ‘Alice May’ nad jej nazwiskiem widniały trzy liczby. 427. Nacisnęłam na klamkę i delikatnie otworzyłam białe drzwi. Weszłam do środka. Po prawej stronie znajdowały się dwa łóżka. Jedno było puste, a na kolejnym leżała moja mała siostrzyczka. Gdy podeszłam bliżej miałam ochotę coś do niej powiedzieć, lecz zauważyłam, że ma oczy zamknięte.
-Lekarz zaraz do pani przyjdzie.-starsza pielęgniarka zostawiła nas samych z nią.
Może nie całkiem samych, bo na łóżku leżała torba. Mój wzrok ponownie podążył na twarz mojej siostry. Doszło do mnie jak bardzo ją kocham i jest dla mnie ważna. Nie mogłabym jej stracić. Jest częścią mojej rodziny. Teraz nie chodzi jedynie o to, że faktycznie jesteśmy spokrewnione, tylko jak bardzo stała mi się bliska w ciągu dwóch lat. Nie wyobrażam sobie życia bez niej i bez chłopaków. Nie mogę jej stracić.
Oparłam się o rurki łóżka. Pochyliłam głowę do przodu i zaczęłam cicho szlochać modląc się o jej życie. Poczułam jak podchodzi do mnie, obejmuje swoimi ramionami delikatnie obracając mnie do siebie. Zagłębiłam moją głowę pomiędzy jego szyją, a ramieniem. Przytulił mnie. Poczułam i usłyszałam bicie jego serca.
-Skarbie, zobaczysz. Wyjdziemy z tego. Poradzimy sobie.
-Jeżeli ona umrze….
-Nie umrze, zobaczysz.-pocałował mnie w czoło.
-Witam, jestem doktor Luke Williams.-młody lekarz podał mi dłoń, a następnie Zaynowi.
-Ja jestem jej siostrą. Panie doktorze, co jej jest. Wyjdzie z tego?
-Oczywiście, jednakże będzie musiała mieć ją pani na oku.
-A co się stało?
-Może chodźmy do mojego gabinetu. Tam na spokojnie porozmawiamy.
-Mhm. Zayn poczekasz tutaj?- pokiwał głową i usiadł na kanapie w kącie sali.
Wyszłam z pokoju za lekarzem. Kilka sal dalej po prawej stronie otworzył drzwi i wpuścił mnie do środka.
-Proszę usiąść.-wskazał na krzesło, a sam usiadł naprzeciwko mnie za biurkiem. Otworzył kartę pacjenta. Zapewne mojej siostry.
-No więc wczoraj w nocy o 2:30 przyjęliśmy pańską siostrę. Była nieprzytomna i nie miała żadnych skaleczeń, dlatego od razu zaczęliśmy robić podstawowe badania. Po pierwsze wyszło, że jej organizm miał bardzo niski stan witamin. Podejrzewamy, że się głodziła, albo stosowała jakąś ostrą dietę. Po drugie jest w ciąży. Właśnie dlatego straciła przytomność. Dołączyło do tego mocne zdenerwowanie, które spowodowało ten stan. Teraz wszystko powoli się stabilizuje. Podajemy jej substancje odżywcze i witaminy przez kroplówki. Nadal nie wiemy dlaczego doszło do tego stanu. Nie obudziła się od wczoraj. Gdy już wybudzi się ze śpiączki musi porozmawiać z nią psycholog.
-Oczywiście. A od kiedy ona jest w ciąży?
-Czyli nie wiedziała pani o tym?
-Nie. Ona sama chyba o tym jeszcze nie wiedziała.
-To może być możliwe. Jest to piąty tydzień.
-A co z dzieckiem?
-Maluch jest zdrowy i silny. Nic mu nie będzie.
-A kiedy będzie mogła wyjść?
-Na razie musi się obudzić, wtedy zadecydujemy.
-Czy to wszystko?
-Tak.
-Dziękuję bardzo.-wstałam i podałam jemu rękę.
-Nie ma za co.
Wstałam z fotela i chwiejnym krokiem doszłam do drzwi. Powoli wróciłam do Sali z wielkim mętlikiem w głowie i masą pytań. Z kim jest w ciąży? Czy wiedziała o niej? Głodziła się? To mocno niepodobne do niej, lecz wszystko jest możliwe. Weszłam do jej Sali i zauważyłam Zayna stojącego przy oknie. Na kanapie siedział Liam z Harrym, na łóżku siedział Niall, a Louis siedział przy niej. Zauważyłam, że trzyma jej dłoń.
-I jak?- Niall spojrzał na mnie.
-Po pierwsze powiedzcie mi co się wczoraj działo.-usiadłam obok niego i popatrzyłam na każdego po kolei. Mulat odwrócił się do mnie i zrobił to samo.
Liam wstał i zaczął wszystko opowiadać. Jak to dom wyglądał, jak to Lou się najebał, a była Harrego Eleanor chciała uwieźć bruneta i Alice wdała się z nią w bójkę.
-Powiedzcie mi jedno, skąd wzięła się ta cała Eleanor. Hmmm?
-Justin ją zaprosił, a skąd oni się znają to nie mam pojęcia. Ona pracuje jako modelka, więc pewnie jakoś się spiknęli.- Hazza popatrzył mi w oczy.- Jesteś na mnie zła?
Popatrzyłam na każdego po kolei i wypuściłam powietrze, które narosło we mnie.
-Nie jestem zła na nikogo. Takie rzeczy się zdarzają. Każdy ma przeszłość, jednak tylko my umiemy tak pieprzyć sobie życie. Chodźcie tu.- zrobiliśmy Horan Huga. Gdy staliśmy tak wszyscy obok siebie przytuliłam Louisa, który miał łzy w oczach.
-Teraz powiem wam czego się dowiedziałam, tylko obiecujcie, że nikt na razie się o tym nie dowie do wyjaśnienia i Lou proszę poczekaj na to, aby Alice ci wszystko wytłumaczyła. Z resztą ona musi nam wszystkim to wytłumaczyć.
-Dobrze.
-Mam nadzieję, że to nie zmieni twoich uczuć do niej.
-O to się nie martw. Nic i nikt tego nie zmieni.
-No więc. Alice…-nabrałam powietrza w moje płuca. Złapałam się za mój wystający brzuch.- Alice jest w ciąży. Zasłabła ponieważ jak podejrzewają lekarze głodziła się na siłę lub miała ostrą dietę. Nerwy dodatkowo wpłynęły na jej zdrowie i straciła przytomność. Teraz wszystko wraca do normy i niedługo powinna się wybudzić.
Każdy zamknął się w sobie.
-Powiecie coś.?-popatrzyłam na nich.
-Louis, to twoje dziecko?- Liam popatrzył na bruneta.
-Ile ma dziecko?
-Pięć tygodni.
-To niemożliwe, bo to było po naszym rozstaniu, a my wtedy nie….
-Poczekajmy, aż się wybudzi.- Niall popatrzył na nas.
Lou usiadł na swoje krzesło, lecz teraz nie złapał ręki Alice.

-Lou poszedł po kawę i wodę.
-Jakby się tylko obudziła to mi napisz. Obudzę chłopaków i przyjedziemy.
-ok. - zobaczyłam jak Louis wysiada z windy i idzie w moją stronę.- Pogadamy jutro, dobrze?
-Mhm. Pa.-Mulat się rozłączył.
-Zayn?
-A kto inny mógłby dzwonić.
-Tak pytam. Proszę.-podał mi plastikowy kubek z wodą.
-Dzięki.
-Kiedy masz poród?
-Wstępnie mam na siedemnastego lutego.
-Cher wiedziałaś o ciąży?
-Nie, byłam tak samo zdziwiona jak ty, gdy się o tym dowiedziałam.
-Podejrzewasz kogo to dziecko?- ominęłam pytanie.
-Cher…
-Ja nic nie będę spekulować, bo nie jestem na sto procent pewna. Alice jak się obudzi to sama ci powie.
-Tylko….- nagle rozległ się dzwonek i nad drzwiami naszej przyjaciółki zapaliła się lampka. Szybko weszliśmy do pokoju, a zaraz za nami byli lekarze i pielęgniarki.
-Cher. Louis.-Alice popatrzyła na nas. Brunet od razu do niej podbiegł i zaczęli się uśmiechać oraz witać pocałunkami.
-Witamy znów z nami panno May. Co pamięta pani ostatnie?
-Jak zasłabłam na imprezie.
-Mhm. Dobrze się pani czuje?
-Tak.
-Jutro będzie musiała pani porozmawiać z naszym psychologiem i wtedy dowiemy się kiedy nas pani opuści.
-A co mi jest?
-Ja jej powiem.-podeszłam do lekarza.
-Dobrze, ale proszę nie siedzieć zbyt długo. Dobranoc.- wyszedł z sali, a blondynka popatrzyła na mnie.
-Mów.-pośpieszyła mnie.- Chciałabym jak najszybciej stąd iść.
-Alice byłaś ostatnio na diecie?
-No, musiałam ograniczyć węglowodany bo przytyłam już trzy kilo. Wiesz, niby nie dużo, ale po prostu zaczęłam jeść mniej i ostro ćwiczyć.
-Tylko w twoim stanie to nie zdrowe.
-Jakim stanie? Przecież nic mi nie będzie jak trochę schudnę.
-Tobie może nie, ale dziecku tak.
-jakiemu dziecku, Cher pokręciło ci się w głowie.
-Nie. Alice lekarze zrobili badania i jesteś w ciąży. To piąty tydzień. Wychodzi na to, że zaszłaś w ciążę po rozstaniu z Louisem. Przypomnij sobie dokładnie tamten okres. Wiesz kto jest ojcem?
-Ale, przecież…. KURWA!- wydarła się i z jej oczu pociekły łzy.
-To Brad?- popatrzyła na mnie.
-Z nikim innym nie spałam.
Lou odsunął się trochę i usiadł na krześle.
-Louis…
-Cher, możesz zostawić nas samych?
Za prośbą Louisa wyszłam z pokoju i usiadłam na korytarzu. Wybrałam numer mulata. Odebrał po trzecim sygnale.
-Co jest?
-Alice się obudziła, ale nie przyjeżdżajcie teraz z chłopakami.
-Czemu?
-Właśnie dowiedział się, że jest w ciąży i rozmawiają z Louisem. Przyjedźcie jutro z samego rana.
-Dobrze.- nastąpiła chwila ciszy.- Cher?
-Tak?
-Kocham Cię, wiesz.
-A ja ciebie Kocham.-uśmiechnęłam się sama do siebie.- Dobranoc.- rozłączyłam połączenie.
Usiadłam na krzesłach przy oknie na końcu holu. Wyciągnęłam nogi i poczułam jak moje powieki stają się ciężkie, wręcz nie do zniesienia. W końcu oddałam się zmęczeniu.

____________
Nie wiem czemu, ale ostatnio jakoś nie miałam czasu na napisanie tego rozdziału, ale w końcu miałam czas i przysiadłam do niego. Myślę, że będziecie zadowoleni.

Mam takie pytanko: Jak sądzicie, czy Louis zostawi Alice? Czy Alice będzie z Bradem?

Czekam na wasze odpowiedzi.
Dziękuję, za to, że czytacie moje wypociny.
Do NN.
+Myślę, że nadal będziecie komentować.

Natalie Malik.<3


piątek, 21 czerwca 2013

Fourty Eight.

#Perspektywa Alice#
-Odbierz.- Niall szturchnął mnie.
-Nie… Słucham?- przyłożyłam urządzenie do ucha, gdyż nacisnęłam przypadkiem zieloną słuchawkę.
-Alice?
-Cześć.
-Dlaczego odbierasz telefon Harrego?
-yyy… jest pod prysznicem.
-Jutro widzimy się wszyscy, łącznie z tobą i Cher. Obowiązkowo. Przyjadę do was na 17.
-Ok.
-Przekaż chłopakom.-rozłączył się, a trójka par oczu patrzyła się na mnie z wyczekiwaniem.
-I?- Lou popatrzył na mnie.
-I przyjeżdża do nas jutro na 17, mamy być wszyscy obowiązkowo.
-Może zadzwońmy do Cher i Zayna…- Liam chyba jako jedyny zaczął racjonalnie myśleć.
-Na razie nie. Ostatnio dużo przeszli należy im się trochę samotności i spokoju.- Tomlinson popatrzył ponownie na mnie.
-Racja, weźmy Hazzę do środka i lepiej ogarnijmy dom.
-Wpadnijcie do mnie o siódmej. Ja już lecę, bo Selena mnie zabije.-zaśmiał się i wrócił do siebie.
-Lou połóż Hazzę, Niall zamów pizzę na obiad, Liam poszukaj środków czyszczących, a ja ogarnę kuchnię.-klasnęłam w dłonie i wszyscy zabrali się do roboty.
Na szafkach w kuchni był totalny burdel. Najpierw odszukałam worki na śmieci, wrzuciłam do nich wszystkie resztki jedzenia, napojów, butelki. Zebrałam z małej kuchni prawie dwa worki. Wystawiłam je na korytarz i zaczęłam wrzucać naczynia do zmywaki. Gdy upchnęłam w niej o wiele więcej niż można włączyłam program, a sama zaczęłam czyścić blaty. Powoli wracały do starego stanu. Znalazłam mopa z wiadrem i zaczęłam myć podłogę w kuchni. Gdy po pracy spojrzałam na zegar przy drzwiach wybiła już 16. Chłopcy przyszli do mnie, kazali mi iść się ogarniać na ognisko, a oni sami wzięli się za robotę. Niall uprzątnął pokoje na górze, Liam sprzątał salon, a Lou jadalnię oraz korytarz. Ja zaszłam do własnego pokoju. Wybrałam z walizek komplet ubrań oraz zabrałam ze sobą kosmetyki i podążyłam do łazienki. Weszłam pod prysznic. Gdy zakończyłam relaksującą chłodną kąpiel. Włosy zawinęłam z ręcznikiem w turban, a sama stanęłam goła pośrodku łazienki. Wyciągnęłam mój cytrusowo-melonowy balsam i zaczęłam wcierać go w moją skórę nóg, rąk, brzucha, bioder, a na końcu szyi.  Stanęłam chwilę przed lustrem i popatrzyłam na samą siebie. Dotknęłam opuszkami palców tatuaży, które niedawno sobie zrobiłam i naszła mnie chęć na kolejny. Jak wrócę. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Gdy w moją skórę wnikł balsam założyłam strój kąpielowy, który znalazłam niedawno na fajnej wyprzedaży z moją biologiczną mamą a na to założyłam wybrany komplet (to). Ściągnęłam ręcznik z głowy i zaczęłam rozczesywać włosy palcami. Wyciągnęłam suszarkę i lekko je potraktowałam ciepłym powietrzem. Gdy były lekko wilgotne spięłam je w luźnego koka i zaczęłam szczotkować zęby, gdy były  wystarczająco czyste umyłam twarz wodą. Eyelinerem zrobiłam delikatne kreski. Wzięłam swoje rzeczy i ubrania Harrego i wróciłam do mojego pokoju. Rozpuściłam włosy, a na nie nałożyłam okulary przeciwsłoneczne. Wyciągnęłam telefon i napisałam do Cher: ”Paul wie o ciąży. Media się dowiedziały.~ Al.” Usunęłam tą wiadomość z wysłanych. Zaczęłam dzwonić na własny telefon. Usłyszałam cichy dzwonek. Wyszłam na korytarz i słyszałam go mocniej niż przedtem. Otworzyłam drzwi od pokoju chłopaków i zobaczyłam go na komodzie. Wzięłam go w rękę, a telefon lokowatego zostawiłam na tym samym miejscu, na którym leżał mój. Wcisnęłam go do tylnej kieszeni. Zeszłam, a raczej zbiegłam na dół. W salonie leżała cała trójka. Gdy zobaczyłam obecny stan salonu to oniemiałam.
Zaczęłam klaskać, a oni spojrzeli na mnie.
-Brawo. Pierwszy raz widziałam, żebyście tak posprzątali.
-Dumna?- blondyn popatrzył na mnie.
-Jasne. – uśmiechnęłam się.
-Ty też nie marnowałaś czasu.- Lou podszedł do mnie i lekko pocałował w policzek.
-Idźcie się ogarnąć,  a ja zrobię coś do jedzenia.
-Ok., proszę pani.- Nialler wstał i pobiegł na górę, a za nim podążył Liam. Louis jak zwykle musiał być inny. Poszedł za mną do kuchni. Nagle poczułam jak ktoś obejmuje mnie w talii, obrócił mnie i wziął na ręce. Posadził na blacie i zaczął całować.
-Skarbie, ale może…. Może byś się streszczał na ognisko?
-Nie masz pojęcia jak bardzo cie pragnę.- uśmiechnął się szyderczo.
-Ja ciebie też, ale opanuj swoje emocje.- popatrzyłam na niego. –Idziemy na małą imprezkę i nie chcę być nieogarnięta, gdy już wyglądam tak.-uśmiechnęłam się.
-Dla mnie nawet nago jesteś piękna.
-Super, a teraz możesz.?- odsunęłam jego rękę z mojego uda.
-Okey.- odsunął się i oparł o blat naprzeciwko. Założył ręce i patrzył na mnie. Obserwował mnie i każdy mój ruch. Ja zeszłam z blatu, wyciągnęłam chleb i potrzebne produkty na kanapki. On odwrócił się w stronę wyjścia bez słowa. Gdy był już na korytarzu popatrzyłam na niego.
-Louis!
-Co?- odwrócił się lekko zdenerwowany.
-Zamów pokój w hotelu.- teraz ja uśmiechnęłam się szyderczo w jego stronę.
Momentalnie się uśmiechnął i uciekł na górę.
Jakąś godzinę później cała czwórka była już na dole. Harry nie mógł spać, więc ogarnął się i głodny zszedł na dół. Zasiedliśmy przy stole i każdy z nasz zaczął jeść.
-Napisałam do Cher o tym, że Paul wie i media o tym huczą.
-Może zadzwonimy do nich?- Liam popatrzył na nas.
Nikt nie zgłosił sprzeciwu, więc brunet wyciągnął swój telefon i wybrał numer Zayna. Włączył na głośnik i położył urządzenie na stole.
-Tak?
-Zayn to my, jak u was?
-Zajebiście.- usłyszeliśmy tylko tyle od niego i to z wielkim sarkazmem.
-Zayn, nie zachowuj się tak. Halo?- Cher złapała słuchawkę.
-Cher mamy na głośnomówiącym i siedzimy wszyscy przy stole.
-Odczytałam twoją wiadomość.
-I?
-I Zayn po prostu się załamał, boi się co może się stać z zespołem i waszą przyjaźnią.
-Nic się nie stanie.
-Skarbie, posłuchaj ich.
-Zayn, znamy się już od kilku lat i jesteśmy jak rodzina, a rodziny się nie zostawia, tym bardziej w takiej sytuacji.
-Ale ja wszystko spieprzyłem. Zostawię zespół i odsunę się od was. Tak będzie lepiej.
-Nie będzie.-odezwałam się, gdy mulat nie posłuchał Louisa.- Chcesz zostawić nas bez ciebie, bez naszego przyjaciela i brata. Chcesz odejść od Cher i dziecka? Przecież ona cię kocha i my cię kochamy. Nie pozwolimy, aby Paul i reszta wtrącała się w nasze życie.- cisza.- Zayn? Zayn?
-Poszedł do toalety.
-Ok., a wy gdzie jesteście?
-W jakimś małym miasteczku. Jesteśmy w hotelu, bo znaleźli nas paparazzi na plaży.
-Gonili was?
-Jasne, że tak.
-Dajcie znać jak jutro będziecie wracać.
-Ok.-rozłączyła się.


-Widziałeś może Louisa Tomlinsona?- zaczepiłam jakiegoś rapera.
-Ten z One Direction?
-Tak.
-Był gdzieś na ogrodzie.
-Dzięki.- wybiegłam z salonu willi Justina i popatrzyłam na ogród. W końcu odmazałam wzrokiem bruneta i kogoś przy nim.
-Yyy przepraszam, możesz już zostawić mojego chłopaka.-złapałam Lou za rękę chcąc go zabrać do domu, gdzie była już reszta przyjaciół.
-Chłopaka?
-Tak, chłopaka.
-Louis o czym ona mówi?
-Yyyy….-zaciął się. Zielonooki popatrzył na mnie. Widziałam jak bardzo jest pijany i nie ogarnia systemu.
Brunetka pochyliła się nad nim i zaczęła go całować.
-Teraz już przegięłaś!- wzięłam dziwkę za szmaty i rzuciłam nią w ziemię.
-Laski się biją!- ktoś zaczął krzyczeć.
-Alice, nie warto. On jest pijany.- Harry złapał mnie za nadgarstek. Wokół nas zebrała się widownia.
-Wiem, ale ta szmata nie.
-Nie szmata. Okey?- powiedziała to z takim akcentem, że zachciało mi się śmiać.
-Eleanor?
-Ooo, mały Styles.
-Daj spokój. Przegrałaś, więc spadaj.
-Nie. Jeszcze nie.
-No właśnie.- brunetka uśmiechnęła się i nagle dała mi z pięści w twarz. Poczułam krew na wardze.
-Przejebałaś sobie.- popatrzyłam na nią. Spięłam włosy gumką z nadgarstka.
-Dajesz skarbie. Jestem z lepszej dzielnicy mała.
-Ale ja mam lepszą motywację złotko.
Złapałam dziwkę za włosy i zanurzyłam jej łeb w basenie. Wyciągnęłam go, położyłam jej zwłoki i zaczęłam walić z pięści w jej twarz. Nic się nie liczyło. Nic. Byle by ona zrozumiała, że Louis jest tylko ze mną. Ze mną i z nikim więcej.
-Aliceee!- poczułam jak opadam z sił i upadam na trawę.

________
Szczerze, to nie miałam żadnego pomysłu na ten rozdział.
Wyczerpały mi się pomysły.
No i ….
I przepraszam, że tak długo to pisałam.  Nie mam weny a poza tym ostatni tydzień szkoły. W dodatku skupiałam się teraz na wyciąganiu ocen na świadectwo.
I wyszło dobrze.
+Dzisiaj dostałam wyniki z egzaminów i jestem z siebie zadowolona.
++ Może więcej komentarzy, będzie lepszą motywacją. ;)
Do NN.

Natalie Malik.<3

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Fourty Seven

#Perspektywa Cher#
-I jak u nich?
-Nie wiem, ale chyba dobrze.
-Jak ci się podoba?- objął mnie w talii i lekko ucałował w szyję.
-Jest cudownie.-popatrzyłam na widoki, jakie ukazał mi mulat.
Oboje usiedliśmy na kocu, który rozłożyliśmy na masce starego cabrioleta. Wtuliłam się w ramię narzeczonego. Boże, jak to dziwnie brzmi. ‘Narzeczony’.
-Co dla ciebie znaczy ślub?- popatrzyłam w jego czekoladowe oczy.
-Tak okazujemy sobie miłość i wiem, że jesteś gotowa być ze mną na zawsze. A dla ciebie?- zaczerpnęłam trochę powietrza.
-Dla mnie to głupi papier, przez który ludzie są podzieleni. Przecież skoro się kochamy i oboje o tym wiemy, to po co nam jakiś papierek do wspólnego życia. Jest dobrze, tak jak jest. Ludzie, którzy się żenią po jakimś czasie są znudzeni monotonią. Nie chcę, żeby tak było z nami.- mulat przyłożył dłoń do mojego polika. Przymknęłam oczy czując ciepło jego serca przy moim.
-Obiecuję, że nigdy tak nie będzie.
-Rozmawiałeś już z rodzicami?- popatrzyłam  na niego.
-Oni nie rozumieją, że się kochamy. Sądzą, że wszystko jest za szybko.
-Zobaczysz, że będzie dobrze.-uśmiechnęłam się i przytuliłam go. Wiem, jak ważne jest dla niego zdanie jego rodziny.
-Wiem, tylko po prostu chciałbym, żeby wspierali mnie w moich decyzjach.
-Ja chciałabym mieć przy sobie takie osoby. Uwierz mi, że bycie cały czas sam na sam i decydowanie o swoim życiu wcale nie jest fajne, gdy nie masz przy sobie podpory.- opuściłam głowę.
-Skarbie…. Wiem, że jest ci ciężko. Nie chciałabyś odnaleźć swoich biologicznych rodziców?
-Zayn, ja, ja… To znaczy, ja wiem kto to.
-Dlaczego mi wcześniej nie powiedziałaś?
-No bo dowiedziałam się tego od Alice.
-A skąd ona to wie.
-Widzisz… - zaczerpnęłam morskiego powietrza.- Alice po prostu odnalazła swoich biologicznych rodziców i dowiedziała, się, że oni mieli jeszcze jedno dziecko, które również musieli oddać do adopcji. Nie wiem, czy to faktycznie oni ale wszystko się zgadza no i oni mają moje zdjęcie, gdy byłam mała.
Zayn przez kilka minut patrzył w moje oczy przetwarzając wszystko na swoją logikę.
-Czyli ty i ona… jesteście siostrami?
-Mhm.
-Chcesz ich odwiedzić jak wrócimy?
-Sama nie wiem. Dobrze pamiętam moich rodziców, ale…. Nie chcę ich odpychać.
-Oni na pewno chcieliby, żebyś ich poznała. Żebyś poznała ludzi, dzięki którym możemy być razem, możemy czekać na nasze dziecko. Dzięki którym możemy mieć wspaniałych przyjaciół. Jeżeli będziesz chciała pojadę z tobą.
-Ja, ja muszę się przygotować do tego spotkania.
-Jak tylko będziesz gotowa.- przytulił mnie. Poczułam bicie jego serca od tętnicy, która przechodziła obok mojego ucha.
-Co zrobimy jak Paul się dowie?
-Nie wiem.
-Jeżeli będziesz musiał zostawić zespół?
-Zostawię.
-Zayn, to twoje marzenia.
-Ale ja wybiorę moją przyszłość.-uśmiechnął się. Ja i tak zauważyłam jego obawy tłoczące się w głowie. Znam to. Sama przeżyłam to wiele razy.
-Jedziemy do miasteczka?- wskazał ręką małą mieścinę przy plaży za wzgórzami.
-Jasne.
Mulat pomógł mi zejść z samochodu. Usiadłam na fotel pasażera, Zayn schował koc i wsiadł za kierownicę. Odpalił silnik samochodu i ruszyliśmy boczną drogą dół. Włączyłam radio, a tam zaczęła się piosenka Sia-Breath Me. Poczułam jak z prawego oka uciekła pojedyńcza łza. Szybko ją otarłam. Wjechaliśmy do miasteczka. Malik założył swoje RayBany. Włożyłam pilotki, które zabrałam z domu. Zaparkowaliśmy przy plaży. Wzięliśmy ręczniki. Rozłożyliśmy je na piasku w miejscu praktycznie bez plażowiczów. Jak na razie nikt nas nie rozpoznał. Ściągnęliśmy ubrania.
-Do wody.- Zayn wskazał ręką i wziął mnie na ręce.
-Eeeeeyy, aj nie mogę zmoczyć włosów.
-Możesz. Ja też mogę.
-Wszedł ze mną dość głęboko. Położył mnie na wodzie lekko trzymając na swoich ramionach.
Stanęłam w pionie. Jego ręce powędrowały na moje biodra, a potem na pupę. Swoimi nogami oplątałam jego tłów.
-Kocham cię najmocniej na świecie i nic, ani nikt tego nie zmieni.- delikatnie przysunął swoją twarz do mojej. Nasze czoła stykały się. Po chwili stykały się też nasze nosy.
-Jesteś moim tlenem.- wydukałam. Mulat delikatnie musnął moje wargi, powtórzyłam tą czynność z większą pewnością. Jego pocałunki stawały się coraz dłuższe. Swoim językiem przejechał po moich wargach. Rozchyliłam je bardziej. Nasze języki układały tańce nieznane dotąd nikomu innemu. Moje dłonie targały jego grzywkę, która mimo artystycznego nieładu była w różnych kierunkach.
Opuszkami palców zjechałam na jego szyję, gdzie tworzyłam własne malunki na jego ciele.
Jego dłonie dotykały dolnej części mego ciała, przez co po mojej skórze przechodziły kolejne armie mrówek. Odchyliłam głowę do tyłu oglądając niebo, które rozlewało się błękit na całej przestrzeni. Jego wargi powoli zjeżdżały szyją na moje ramie. Na lewym obojczyku poczułam lekkie szczypanie mojej skóry. Chwilę później odsunął się ode mnie i spojrzał w moje oczy.
-Idziemy?- wskazał głową plażę.
-Opalać się?
-Nie, znaleźć nocleg.-uśmiechnął się.
-Jasne.
Gdy woda sięgała bioder Malik puścił mnie, bym mogła iść sama. Nagle usłyszeliśmy piski opon poprzez piski dziewcząt.
-Fani.-powiedziałam do mulata.
-I paparazzi.- wskazał dłonią na furgonetkę forum plotkarskiego.- Bierz swoje rzeczy.
Złapałam szybko torbę, a chłopak zgarnął ręczniki.
Pobiegliśmy do samochodu. Wsiedliśmy do auta i szybko ruszyliśmy. Zayn nie dbał o to, czy złamie przepisy drogowe, czy złapie go policja. Pędził bardzo szybko. Nagle zauważyliśmy jakiś hotel.
-Skręć tutaj.-pokazałam jemu ręką. Chłopak posłuchał mnie i zjechał na podjazd. Zatrzymaliśmy się przed wejściem do hotelu. W samochodzie założyłam japonki. Wysiadłam z samochodu.
-Witam.-młody pracownik podszedł do Zayna.
-Proszę zaparkować, zostajemy tutaj.
-Oto numer stanowiska.-chłopak podał numerek wygrawerowany na blaszce. Mulat dał jemu kluczyki, wyciągnął walizkę oraz nasze rzeczy.
Weszliśmy do środka pomieszczenia aby szybko zniknąć fotografom z widoku. W środku wiele osób popatrzyło na nas z zaskoczeniem.
Sczezrze? Sama im się nie dziwię. Też bym się patrzyła, gdyby do hotelu wpadła dziewczyna z chłopakiem, cali mokrzy i na dodatek z torbami. Momentalnie boi hotelowy zabrał nasze bagaże.
Podeszliśmy do recepcji.
-Witamy w Hotelu Golden. W czym mogę pomóc?
-Chcielibyśmy wynająć pokój.
-Na jaki okres?
-Na jedną noc.
-Dla dwóch osób z jednym łożem?
-Dokładnie tak.
-Mogę pana dokumenty?
-Proszę.- Zayn podał jej swój dowód.
-Płaci pan gotówką, czy kartą?
-Kartą. Proszę.
-Oczywiście, tutaj proszę podpisać, a tutaj ma pan klucz. Pokój 806, trzecie piętro. Życzę miłego pobytu i gdyby były jakieś problemy proszę dzwonić.
-Dziękujemy.-Malik wziął z powrotem kartę, podpisał się, a ja wzięłam kartę pokojową.
Podeszliśmy do windy i wcisnęliśmy guzik. Po chwili drzwi się otworzyły.
Weszliśmy do środka, a boi za nami. Wyciągnęłam i’Phona. Zobaczyłam wiadomość od Harrego.
„Paul wie o ciąży. Media się dowiedziały. ~Al.”
-Zayn…-pokazałam jemu wiadomość. Wyraz jego twarzy nie był zbyt miły, a raczej pełen obaw na to co się dalej stanie.

_________
Jak wam się podoba rozwój akcji?
Proszę o komentarze, bo inaczej znów nie będę dodawać tak często.

Odpowiadajcie w ankiecie, proszę.

Natalie Malik.<3

czwartek, 6 czerwca 2013

Fourty Six.

#Perspektywa Alice#
-Idziesz pod scenę?- popatrzyłam w oczy bruneta.
-Jasne.-pociągnęłam go na dół.
Zaczęłam jak głupia śpiewać piosenkę ‘Six degrees of separation’. Louis położył ręce na moich ramionach. Przysunęłam się do niego. Wzięłam jego dłonie i położyłam na moim brzuchu. Swoją głowę oparł o moje ramię.
-Mieliśmy na razie się ukrywać.
-Wiem, ale za bardzo cię Kocham, żebym umiała to ukrywać. A szczególnie przed moją rodziną.
-Ja ciebie też skarbie.-pocałował mnie delikatnie w szyję.
-Wracajmy.-pociągnęłam go za dłoń i wróciliśmy na kanapy. Usiadłam na jego kolanach.
-Super, że w końcu wró…
-Cisza!- Cher stanęła przed stolikiem z napojem w ręku. Harry, który przed chwilą nam chciał pogratulować odwrócił się do swojej kuzynki.
- Chciałabym powiedzieć trzy rzeczy. Pierwsza, to, to, że cieszę się z waszego szczęścia.-popatrzyła na mnie i bruneta. Reszta pokiwała głowami, spojrzała na nas i powróciła wzrokiem do brunetki.- Druga, to, to, że jestem szczęśliwa, że mam takich przyjaciół z którymi jestem w Los Angeles.-każdy po kolei zawtórował podnosząc szklankę z napojami w jej kierunku.- A trzecie, to, to, że jestem w ciąży.
Ja pierdzielę.
-Co?- Liam jako pierwszy odzyskał głos po kilku minutach.
-To jest jakiś żart?- Harry spojrzał na mnie i na moją przyjaciółkę.
-Na mnie nie patrz. Cher, jesteś tego pewna. Jak media i inni się dowiedzą będzie afera. Nie lepiej poczekać.
-Alice zaraz będzie widać brzuch. Nie ma czasu na zwlekanie.- Zayn objął ją ramieniem.
-Chłopacy mam nadzieję, że przyjmiecie to dobrze.
-Czyli to prawda?- teraz Lou zabrał głos. Mulat z Cher pokiwali głowami.
Niall wstał z kanapy i popatrzył na nas, a potem na parę.
-Dla mnie nie robi to żadnego problemu. Przynajmniej będę wujkiem.- uśmiechnął się.
-Nam też.- Harry z Liamem też wstali.
-Mi w ogóle to nie przeszkadza.-wstałam z kolan chłopaka.
Zayn z Cher popatrzyli na Louisa. Ten miał kamienną twarz. Po chwili wstał, złapał szklankę do ręki.
-Wiem, że będzie niezła afera jak dowie się o tym Paul i producenci, a o fanach nie wspomnę. Ale możecie na mnie liczyć zawsze, bo w końcu jesteśmy rodziną.-zaśmiał się wypowiadając ostatnie zdanie.

Poczułam okropny ból głowy, który przeszywał mnie od środka. Po chwili otworzyłam delikatnie oczy i oślepiły mnie promienie słońca. Przewróciłam swoje zwłoki na prawy bok i momentalnie wylądowałam na ziemi. Podniosłam głowę i zauważyłam, że jestem w pokoju Hazzy, Payna i Niallera.
Tylko, że brakowało tutaj jedynie lokowatego. Pozostała dwójka grzecznie spała na swoich miejscach. Wstałam z podłogi. Zauważyłam, że mam na sobie ciuchy Harrego z wczorajszego wieczoru. Przejrzałam się w lustrze. Odchyliłam rąbek spodni i uff… Spojrzałam pod koszulkę. Na szczęście bieliznę mam moją. Wyszłam z pokoju. Na wielkim korytarzu na piętrze porozwalane były butelki po piwach i kilka po wódce. Zeszłam na dół domu, gdzie wcale nie było lepiej. W kuchni odnalazłam wodę. Jedną butelkę wypiłam na raz połykając przy tym tabletki na ból głowy. Wyjęłam drugą butelkę i wyszłam z nią do salonu. Na kanapach spał Lou. Postanowiłam go na razie nie budzić. Tak słodko spał. Na jego widok miałam ochotę podejść i zacząć go całować. Nie… Dam mu pospać. Dopiero, gdy obróciłam się do jadalni zauważyłam papier toaletowy porozwalany po całym pokoju, na meblach, kanapach,  wiatraku, stole, krzesłach. Dosłownie wszędzie, gdzie się dało. Zaśmiałam się na myśl co tutaj musiało się dziać. Weszłam na dole do toalety i wysiusiałam się po czym podreptałam ponownie na górę. Weszłam po cichu do pokoju Cher i Zayna. Na pościelonym łożku znalazłam kartkę.
Alice, zadzwoń do mnie jak tylko wstaniecie. ~ Cher
Zaczęłam przeszukiwać dłońmi spodnie. Znalazłam jakiś i’Phone. Zaważając na właściciela spodni, to pewnie jego sprzęt. Wybrałam numer przyjaciółki i usiadłam na podłodze po turecku. Na ściennym zegarze wskazówki pokazywały 14:30.
-O kurwa…
-Harry?
-Yyy, nie. To ja, Alice.
-Czemu dzwonisz do mnie z telefonu Hazzy?
-Długa historia.
-Dobra. Słuchaj, nie wiem czy cokolwiek pamiętasz, ale ja z Zaynem mówiliśmy wam, że jedziemy na wycieczkę.
-No.
-I macie ogarnąć dom do naszego przyjazdu. Wrócimy jutro około południa.
-Yhy…
-Alice, proszę, zajmij się tą bandą.
-Dobra.
-Ja już kończę. Pa.-rozłączyła się.
Ok, to teraz muszę ich powoli budzić i musimy w końcu znaleźć Harrego. Wyszłam z sypialni mulata i Cher. Weszłam do pokoju chłopców. Szturchnęłam Liama. Ten ocknął się i powoli zaczął wstawać. To samo chciałam zrobić z blondynem, ale nie. Każda próba kończyła się porażką. Odkręciłam wodę, którą nosiłam ze sobą. Oblałam nią jego twarz i włosy.
-Dobra, jużż idę.
-Pięć minut i jesteście na dole. JUŻ!- trzasnęłam drzwiami i weszłam do mnie. Tam wszystko tak jak było tak stało. Łóżko nawet nie ruszone.
Zbiegłam na dół domu.
Usiadłam obok bruneta. Szturchnęłam go delikatnie.
-Louis, Looouis. Lou. Skarbie, kochanie wstawaj już.-pocałowałam delikatnie jego wargi.
-Mmmm…
-No. Teraz wstajemy.-pociągnęłam go za rękę do pozycji siedzącej.
-Woody i taaableteeek.- wymamrotał ziewając.
-Chodź, to dostaniesz.
-Zaprowadź mnie, bo oczy mnie bolą.
-Śnisz. Albo sam wstajesz, albo pakuje się i jadę do Londynu.
-Już idę.-wstał i poszedł do kuchni. Szybko znalazł wodę i wziął tabletki.
-Jesteśmy.- Liam i Niall popatrzyli na mnie. Po chwili również Lou zawiesił na mnie wzrok.
-Dlaczego masz na sobie ubrania Harrego?- Payne podszedł do mnie.
-Nie wiem i musimy zrobić burzę mózgów, bo lokowatego nigdzie nie ma, a ja mam jego ubranie i telefon.
-W ogóle, co tutaj się działo?- wyskoczył Niall.
-Nie chcę wiedzieć.- Lou zaśmiał się i usiadł na blacie.
-Powaga chłopaki. Przeszukajcie wszystkie szafy, i inne rzeczy czy gdzieś nie śpi.
-Za piętnaście minut tutaj z powrotem.-Lou zeskoczył z blatu i wskazał blondyna.- Ty góra, ty dół.
-Ok.-potwierdziłam.
-Ja sprawdzę garaż.
-A ja gospodarczy i ogród.- wtrącił Payne.
-Do roboty.- Lou klasnął i każdy pobiegł w swoją stronę.
Wbiegłam do łazienki, sprawdziłam wannę, szafy. W jadalni sprawdziłam po stołem. W salonie pod kanapami i za nimi nikogo. Otworzyłam wielkie drzwi na ogród. W końcu dotrze tu trochę powietrza. Wbiegłam na korytarz, sprawdziłam mała garderobę. Wróciłam do kuchni. W lodówce znalazłam jogurt pitny i wypiłam go.
-Nie ma go w garażu.-wszedł do środka Louis, a za nim blondyn
-Na górze też nie.
-Na dworzu też go nie ma.- Liam wbiegł zdyszany.
-To co robimy?- popatrzyłam na nich.
-Nie wiem.-blondyn wyciągnął wodę i zaczął pić.
Nagle usłyszeliśmy jak ktoś dobija się do drzwi.
-Alice….-cała trójka się na mnie spojrzała.
-Ty idziesz ze mną.-pociągnęłam za sobą Louisa.
Otworzyłam wielkie dębowe drzwi. Nagle zobaczyliśmy Harrego w fatalnym stanie, do tego miał na sobie moją sukienkę, którą przywiozłam tutaj z Londynu.
-Może i myślicie, że jak macie kasę, to wszystko wam ujdzie płazem, ale razem z dziewczyną strasznie się przestraszyliśmy jak on pływał w naszym basenie.
-Strasznie przepraszamy.- wciągnęłam z chłopakiem lokowatego do środka.
-Żartowałem.- chłopak w czapce zaczął się śmiać, ściągnął czapkę i okulary.
-Justin!- Lou podszedł do niego i się przywitał.
-Alice, jak zawsze ślicznie, choć….-zmierzył mnie wzrokiem.- Chyba to nie twoje ciuchy.
-Nie, to jego.
-Ale zostaw mu tą sukienkę. Ma w niej boskie nogi.- Bieber zaśmiał się wskazując na Hazzę.
-Kanadyjczyk tu jest! Liam!- Niall wybiegł i przywitał się z nim. Po chwili doszedł też Payne.
-Odpoczywacie?
-Kiedyś trzeba.- Lou zaśmiał się.
-Wpadnijcie wieczorem do mnie. Robię małe ognisko, tylko małe grono.
-W sumie czemu nie, ale musimy chatę posprzątać.- przypomniałam chłopakom.
-A Zayn i Cher gdzie?
-Wyjechali na wycieczkę. Wrócą jutro.- odpowiedziałam mu.
-Powiedz, że mają ode mnie gratulacje.
-Co?- popatrzyliśmy na niego.
-To wy nie wiecie, że Cher jest w ciąży?
Wszyscy wytrzeszczyliśmy na niego oczy.
-Skąd ty to wiesz?-  zapytał go Niall.
-Ktoś się dowiedział, paparazzi już o tym wszędzie piszą.-popatrzył na nas.- Widzę, że pewnie nikt oprócz was o tym nie wiedział.
-Ja pierdzielę. Paul nas zabije.- Liam przyłożył głowę do ściany domu.
-Ey, Paul właśnie dzwoni do mnie, to znaczy do Harrego.- wskazałam im ekran i’Phona na którym widniał jeden duży napis: Paul.

________________
No, chyba się streszczyłam.
Jak wam się podoba?
Proszę o szczere i wyczerpujące opinie.

Pod poprzednim tekstem, że rozdział 45 jest dedykowany Adzie-mojej wspaniałej czytelniczce.

Podejrzewam, że NN może w poniedziałek. Wszystko zależy od was.;*


Do zo miśki.
Natalie Malik.<3

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Fourty Five

#Perspektywa Cher#-Alice, o czym ty mówisz?
-Cher, moi biologiczni rodzice są też twoimi.
-Nie… Oni nazywali się inaczej.
-Wiem, ale oni chcą cię poznać i powiedzieć tobie osobiście co się stało.
-Alice, proszę nie wspominaj mi o tym. Na razie to…-zacięłam cię. Co ja mam powiedzieć? Skoro to są naprawdę moi rodzice, to, to co ja mam teraz zrobić?!- to dla mnie za wiele, bo jestem w ciąży.-wypuściłam powietrze z płuc. Jak wszystko to wszystko.
-Jasne, ale, co?- popatrzyła na mnie dziwnie.-Jesteś w ciąży?- pokiwałam głową.- Czemu mi o tym nic wcześniej nie mówiłaś?
-Nie wiem, ale chciałam to tobie powiedzieć tutaj. Wiesz, to, to Los Angeles.
-Wiem.-złapałam ją delikatnie za rękę. Jej oczy powędrowały na zachodzące słońce.- Nadal nie mogę uwierzyć, że jestem tutaj z wami wszystkimi.- po jej policzku spłynęła łza.
Przysunęłam się do niej i przytuliłam ją. Położyła głowę na moim ramieniu.
-Cher…
-Tak?
-Obiecaj, że zawsze będziemy razem, nie ważne co się stanie z naszymi rodzicami, czy związkami.
-Obiecuję siostrzyczko.-uśmiechnęłam się sama do siebie.- Teraz już nigdy nie będziemy same.
-Który to miesiąc?
-Już drugi się kończy. Zaraz będzie trzeci.
-Ale jak to się stało?
-Alice nie udawaj, że nie wiesz jak robi się dzieci.
-No, ale chyba zabezpieczaliście się.
-Jasne, ale no wiesz, akurat jestem w tym procencie, którym to nie wyszło.
-Przestań.-zaczęła chichotać, a po chwili dołączyłam do niej.
Siedziałyśmy przytulone oglądając zachód słońca.
-Teraz wszystko się zmieni.
-A co ma się zmienić?
-No bo ty z Zaynem będziesz miała dziecko, mało tego pewnie zamieszkacie razem na stałe.
-I?
-I zostanę sama.
-Ej, słonko. Masz mnie i Louisa oraz resztę przyjaciół. Masz też Taylor,  mamę i rodziców biologicznych. Nigdy nie będziesz sama.
-Dziękuję, że jesteś przy mnie.
-Always & Forever- przyłożyła mi dłoń z małym palcem, nasze malutkie palce złączyły się.
-Always & Forever- powtórzyłam.
-Alice…
-Tak?
-Chciałabyś zostać moją druhną i świadkiem?- pokazałam jej drugą dłoń na której miałam włożony pierścionek zaręczynowy.
-Bierzecie ślub?
-Mhm, ale oczywiście nie teraz.
-Super. W końcu się zeszliście.-pocałowała mnie w policzek i uścisnęła.
-Dzięki. A ty i Lou? Wiesz on za Toba bardzo tęskni. My też.
-Hahhaa…
-Z czego się śmiejesz?
-Nic, nic.
-Jak to nic?
-Powiem ci jak będę mogła.
-No dobra.
Poczułam wibracje mojego telefonu. Wyciągnęłam go i odebrałam.
-Stoimy już przed naleśnikarnią.
-Ok, zaraz tam będziemy.
-Gdzie?- Alice popatrzyła na mnie, a ja odłożyłam telefon do torebki.
-Na koncert z chłopakami.- wstałam z murka i wytarłam rękoma ubrania.
-Gdzie mamy iść?
-Do naleśnikarni.
-Tam?- blondynka wskazała ręką drogę na lewo.
-Tak.-złapałyśmy się za dłonie jak za dawnych czasów i ruszyłyśmy do naszego zespołu.
Piętnaście minut później już czekałyśmy za nimi, bo oczywiście musieli robić sobie zdjęcia z fanami i rozdawać autografy.
-Już po robocie.- Zayn podszedł do mnie, przytulił i pocałował na powitanie.
-Ok, to może…
-Przepraszam, czy możemy zrobić sobie z tobą zdjęcie.
-Ze mną?- popatrzyłam na nastolatki, które patrzyły na mnie. Wszystkie pokiwały głowami.
-Jasne, Zayn zrobisz?- popatrzyłam na mulata, który tylko się uśmiechał.
Narzeczony wziął telefon dziewczyny, koleżanki nastolatki objęły mnie. Flesz.
-Dzięki. Kochamy twoje piosenki. Są boskie.-brunetka popatrzyła na mnie.- Skąd bierzesz inspiracje?
-Naprawdę chcesz wiedzieć?
-Jasne.
-Stąd.- pokazałam palcem miejsce jej serca.- Komponujesz?
-Próbuję.
-To próbuj dalej. Jak czujesz, że chcesz o czymś opowiedzieć, siadasz grasz i piszesz. Wtedy wychodzą najlepsze teksty.- uśmiechnęłam się do niej.
-Dzięki. Czekamy na wasz koncert w weekend.
-My też.- uśmiechnęłam się do nich.- Przepraszam, ale muszę już lecieć. Paa.- pokiwałam im i podeszłam do Zayna. Ten objął mnie w talii i ruszyliśmy zwartą grupą na koncert.
Weszliśmy na małą salę, gdzie The Script dają dodatkowy koncert dla fanów.
Znaleźliśmy sobie kanapę. Wszyscy zajęliśmy miejsca. Zamówiliśmy napoje. To znaczy reszta zamówiła drinki, tylko ja napój. Chłopacy weszli na małą scenę i zaczęli grać. Każdy z nas dokładnie wsłuchiwał się w muzykę i tekst. Pięćdziesiąt minut później zaczęli ostatnią piosenkę ‘Six degrees of separation’. Zayn przytulił mnie.
-Kocham cię nad życie.-pocałował mnie delikatnie w szyję i po moim ciele przeszła armia mrówek.
Delikatnie musnęłam jego wargi. Na moją twarz uśmiech sam wkroczył.
-Uuuuu.-reszta naszej ekipy zaczęła buczeć. Popatrzyłam na nich nie wiedząc o co im chodzi. Po chwili dostrzegłam jak Lou z Alice na parkiecie stoją przytuleni, a brunet całuje ją w szyję. Zaczęłam klaskać.
-Jesteś szczęśliwa?- mulat popatrzył mi w oczy.
-Poczekaj.-odtrąciłam go delikatnie. Chłopak popatrzył na mnie z zaskoczeniem. Chwilę później Alice i Lou wrócili do nas.
-Cisza!- oczy wszystkich zwróciły się na nas.
-Chciałabym powiedzieć trzy rzeczy. Pierwsza, to, to, że cieszę się z waszego szczęścia.-popatrzyłam na siostrzyczkę i bruneta.- Druga, to, to, że jestem szczęśliwa, że mam takich przyjaciół z którymi jestem w Los Angeles. A trzecie, to, to, że jestem w ciąży. –popatrzyłam na nich, a oni na mnie spojrzeli ze zdziwieniem.

_______
Przepraszam, że tak późno, ale mam teraz dużo na głowie.
Postaram się dodawać minimalnie raz w tygodniu.

Czekam na wasze opinie i komentarze oraz mile widziane są pytania.

Natalie Malik.<3

środa, 29 maja 2013

Well.

Cóż, pod ostatnim rozdziałem nie ma 5 komentarzy, więc chyba nie dodam kolejnego rozdziału.
Wchodzę tutaj codziennie i pracuję nad koljenymi rozdziałami, ale niestety chyba ich nie dodam.

Natalie Malik.<3

środa, 22 maja 2013

Fourty Four

#Perspektywa Alice#
Wysiadłam z samolotu, wzięłam bagaże i usiadłam na fotelach i zaczęłam czytać ostatnie zdanie książki 'Kosogłos'
"Więc kiedy szepce:
-Kochasz mnie. Prawda czy fałsz?
Odpowiadam:
-Prawda.".
Poczułam, że w oku kręci mi się łza na myśl o miłości Katniss i Peety. Może ja z Louisem moglibyśmy do siebie wrócić.
MOŻE.
Schowałam książkę do torby podręcznej, chwyciłam za walizki i zaczęłam się rozglądać za przyjaciółmi. W końcu dostrzegłam ich w tłumie ludzi wędrujących we własnych kierunkach. Podeszłam cicho do nich, lecz od tyłu. Zauważyłam jak Louis przytula jakąś blondynkę, a potem ją przeprasza. Zaśmiałam się cicho, stanęłam za nimi.
-Ja poproszę Horan Hug!-powiedziałam dosyć głośno.
-All!-Cała szóstka obróciła się do tyłu i wszyscy mnie przytulili.
Najpierw się cieszyłam, jednak po chwili ociekałam potem.
-A teraz starczy. Jest mi gorąco!
Payne i Horan wzięli mi walizki, Lou zabrał torbę, a ja szłam przez lotnisko tuląc się do mojej kochanej siostrzyczki.
Chłopacy zaczęli pakować bagaże do aut, a ja kątem oka popatrzyłam na Cher. Brunetka popatrzyła na mnie dziwnie, a ja tylko podeszłam i ją przytuliłam.
-Tęskniłam siostro.
-Ja mocniej.-odpowiedziała po chwili.
-Wieczorem idziemy na spacer po plaży.
-Ok.
-Wsiadajcie bo umrę z głodu!-Niall wychylił głowę z auta i ją schował.
Liam poszedł do Zayna, Cher i Harrego a ja jechałam z Louisem, Niallem. Blondyn siedział z tyłu, więc ja zasiadła z przodu obok bruneta.
Lou od razu włączył radio, gdzie leciała piosenka Rihanny. Ja i blondyn jak dzikusy wygłupialiśmy się, a Louis śmiał się z nas.
-Jak w Londynie?-zapytał mnie brunet jak się uspokoiliśmy.
-Dobrze. Mam pracę i nie jestem sama.
-Nadal spotykasz się z Bradem?-podpytał mnie blondyn.
-Nie spotykamy się, jesteśmy przyjaciółmi. I nie tylko o to chodzi.
-O coo?-od razu zapytał.
-O moich biologicznych rodziców. Odnalazłam ich.
-Serio?-Louis popatrzył na mnie.
-Tak.
-I jak?
-Dobrze, są wspaniali i utrzymujemy kontakt.
-Amy pracujemy siostro.-Niall powiedział to zdanie z takim wiejskim akcentem, że z Louisem wpadliśmy w atak śmiechu. Zatrzymaliśmy się przy bulwarze i szliśmy. Ja wędrowałam obok Louisa lekko tuląc się do jego ramienia, za nami Cher, Zayn, Harry z Niallem, a  na końcu Liam.
-Jest coś takiego w Tobie, że tęsknię. Zawsze i wszędzie.-powiedziałam patrząc na ocean po prawej.
Swoją ręką objął mnie, dłoń położył na moje ramię.
-Ja też. Nadal Cię kocham Alice. Oboje się pogubiliśmy. Ale nie zapomniałem o tobie, nigdy. Wiesz, to wcale nie jest proste, żeby uciec od przeszłości, w której było mnóstwo wspaniałych chwil.
-Wiem.
-Generalnie rzecz biorąc ciągnie mnie do ciebie.-popatrzyłam w jego oczy.
-Chcę wrócić do tego co było wcześniej.-uśmiechnęłam się.-Jesteś jedynym powodem dla którego żyję. Chcę abyś dał mi poczucie bycia tą jedyną na świecie. Uwielbiam spędzać każde chwile myśląc o Tobie z każdym oddechem. Chcę dostawać pocałunek pod koniec dnia, zasypiać i budzić się z Tobą.-uśmiechnął się po czym delikatnie pocałował mnie w czoło.
-Zostawmy to na razie między sobą.-poprosiłam. Oznajmił kiwnięciem głowy.
-Naleśnikarniaaa!-Niall pobiegł do lokalu po lewej, a my powoli doszliśmy do niego. Zasiedliśmy na kanapach.

Dwie godziny później zajechaliśmy do domu, który wynajęli chłopcy z Cher na ten tydzień. Brunetka pokazała mi pokój, który wywalczyła dla mnie samej.
-Słuchaj załatwiłam tobie samej pokój, ale Louis ma pokój dla dwóch osób, więc jak coś, to...
-Wezmę ten.-wskazałam na drzwi i podeszłam do nich z walizkami. Otworzyłam je i weszłam do środka.
-Ok. A wy nadal...
-Mhm.-kiwnęłam.
-To się przebierz i za godzinę na dole?
-Jasne.-uśmiechnęłam się, a siostrzyczka wyszła zamykając za sobą drzwi. Weszłam dalej przez mały korytarzyk i zobaczyłam śliczny biało-granatowo-czarny pokoik z dużym łóżkiem podstawionym pod okno i wielkim regale na ubrania z zasłoną. Na przeciwko łóżka na niskiej komodzie stał duży telewizor.
Położyłam się na łóżku. Usiadłam po turecku i zobaczyłam cudny widok na wzgórza Hollywood.
Usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi od pokoju i wchodzi. Z zaciekawieniem wtępiłam swój wzrok w korytarzyk.
-Musisz mnie straszyć?-zaśmiałam się. Brunet usiadł obok mnie i popatrzył mi w oczy.
-Tak bardzo za tobą tęskniłem. Mogę być dla ciebie ćpunem, jeżeli będziesz moim narkotykiem.-popatrzył na moje usta.
Przybliżyłam się do niego i musnęłam jego wargi.
-Boli cię to co zrobiłem?-zniżył wzrok.
-Czy mnie to boli? Nie, mnie to nie boli. Mnie to wewnętrznie rozpierdala. Ale są ludzie, którym pozwolę wracać zawsze, choćby niewiadomo jak mnie zawiedli i jak bardzo przez nich cierpiałam. I mimo, że wywołali najokropniejszy ból gdy odchodzą, to wywołują najcudowniejszy uśmiech gdy wracają.
-Kocham cię i nigdy nie przestanę. Nie obchodzi mnie wiek, nie obchodzi mnie nic poza tobą i mną. Alice ja wiem, że nie zawsze się zgadzamy, ale ja nie umiem żyć bez ciebie. Jesteś moim tlenem, moim pokarmem, moim życiem. Nie wiem jak mogłem żyć nie wiedząc o twoim istnieniu i bardzo się cieszę, że poznałem cię teraz i mogę być z tobą już na zawsze.
-Always and forever.-uśmiechnęłam się i pokazałam mu tatuaż, który zrobiłam sobie na obojczyku.
Swoje usta przyłożył do napisu i delikatnie pocałował. Powoli wchodził nimi wyżej i wyżej, aż w końcu dotarły do moich warg.
Nasze pocałunki na początku były takie jak na pierwszych randkach. Ostrożne, delikatne. Po chwili stały się bardziej namiętne, natarczywe a zarazem łagodne i takie uczuciowe.
Jego ręce błądziły po mojej talii, a moje dłonie tworzyły mu nową fryzurę.
Położyliśmy się na łóżku obdarowywując siebie pocałunkami. Gdy zabrakło nam tchu położyłam głowę na jego piersi, a on swoimi długimi zwinnymi opuszkami palców drażnił się z moją skórą.
-Zakończę karierę i będziemy razem.
-CO?
-Oczywiście nie teraz, ale za kilka lat, może 10.
-I co dalej?
-I otworzę klub.
-Hahahaha. Jaki wyśmienity masz plan.
-Wiem. Nazwę go "Party Hard"
-Wyśmienicie milordzie.
Ścisnął mnie delikatnie.
-Muszę się zbierać.-wstałam z łóżka.
-Gdzie?
-Muszę się przebrać, wychodzę z Cher.
-Mhm.-wstał, pocałował mnie w usta i czoło.-Zobaczymy się później.-wyszedł.
-Otworzyłam walizkę numer jeden i wyciągnęłam odpowiedni zestaw oraz ręcznik. Pod pachę wzięłam kosmetyczkę i pobiegłam do łazienki na piętrze. Weszłam pod prysznic, włosy przeczesałam i wilgotne zawinęłam z wysokiego koka na czubku głowy. Ciało wytarłam ręcznikiem, po czym nałożyłam na nie balsam waniliowy. Założyłam bieliznę, na powiekach zrobiłam delikatne kreski kredką. Rzęsy podkręciłam, na usta nałożyłam balsam ochronny. Włożyłam ubrania (to) na ciało, zawiązałam buty. Wróciłam do pokoju. Do worka wrzuciłam brudne ubrania. Kosmetyki schowałam i na nos nałożyłam okulary. Do torebki wrzuciłam telefon, portfel i inne drobiazgi. Wyszłam z pokoju i zapukałam do brunetki. Po chwili otworzył mi mulat.
-Cher już idzie?
-Tak, zaraz zejdzie.
-Ok, czekam na dole.-zeszłam schodami na dół. W kuchni napiłam się coli i wróciłam na korytarzyk wejściowy. Po chwili na dół zeszła Cher.
-Chodź.-kiwnęła dłonią.-Wychodzimy!!
Szłyśmy wzdłuż plaży przy domkach. Popatrzyłam na zachód słońca. Nie wierzę, że jestem tutaj w Los Angeles. Zapamiętam to miasto jako najlepszy moment w moim życiu-powrót do Louisa.
-O 19 mamy się spotkać przy tej naleśnikarni.-spojrzałam na ekran i'Phona.
-To za dwie godziny.
-Mhm. Zayn zadzwoni do mnie na telefon jak już będą. Jak było w Londynie?
-Nudno. Znalazłam pracę.
-A jak Brad?
-Nijak. Pracujemy razem i często się spotykamy.
-Jako para?
-Nie. Jako przyjaciele.
-Mhm.-kiwnęła dziwnie głową.
-Znalazłam moich biologicznych rodziców.-podeszłam do murka oddzielającego deptak od plaży i usiadłam na nim.
-I?
-I nic.
-Ale, że nie rozmawiałaś z nimi?
-Rozmawiałam.-'Boże, jak ja mam jej to powiedzieć.??!'
-I?-'Może nie będzie chciała już ze mną przebywać.?!!'
-Nazywają się Michelle i Roberth Collins.
-I?
-I mieli jeszcze jedną córkę.
-Poznałaś ją?
-Ją również oddali do adopcji, to było ich pierwsze dziecko, ja byłam tym drugim.
-O ile jest starsza?
-O rok.
-Jak się nazywa?-przysiadła koło mnie i popatrzyła z zaciekawieniem.
'Nie ma odwrotu. Raz kozie śmierć.'
-Cher, ich pierwszą córką...
-Nooo.
-Ich pierwsza córka została adoptowana, gdy oni byli młodzi, inaczej się nazywali.
-Serio? Wiesz co się z nią stało.
-Poznałam ją.
-Alice, prosze cię mów...
-Cher, to ty jesteś ich córką.
-Co?
-Jesteś moją siostrą.-powiedziałam to zdanie na wydechu. Może będziemy już na zawsze nierozłączne.


___________

Wiem, że nie powinnam, ale za bardzo rozkręciłam się w tej historii.
Muszę pisać rozdziały.
Jestem od tego uzależniona.

Jak będzie 5 komentarzy to dodam NN.

Natalie Malik.<3